wtorek, 18 sierpnia 2015

Prawdziwa miłość




Przebudźmy się w kwestii miłości! Bardzo ciekawy tekst o tym jak nie wpaść w pułapkę beznadziejnego związku. Ciekawy tekst o miłości w ogóle. Wydaje nam się, ze miłość romantyczna jest najlepsza z możliwych, a to taka bujda, że hej. Powinniśmy szukać przede wszystkim intymności w partnerze. Idealne by było znaleźć 3 aspekty miłości idealnej- zaangażowanie, intymność, pożądanie. Wyzwólmy się od chorych społecznych wzorców! 

"B: W to, że cokolwiek może trwać wiecznie, już chyba nikt dzisiaj nie wierzy. Jednocześnie ludzie są tak skonstruowani, że uważają trwanie za niezwykłą wartość. Wydaje nam się, że jeśli coś nie jest wieczne, to jakby mniej istniało. A przecież fakt, że zimą jest śnieg, a latem go nie ma, nie oznacza, że zimy nie było.

A: Co pan przez to rozumie? 

B:Niektóre rzeczy po prostu powtarzają się cyklicznie, a inne zanikają bezpowrotnie. To jest życie. A my zostaliśmy zanurzeni w przekazie kulturowym, który na piedestale stawia miłość namiętną, romantyczną, jakby innych rodzajów miłości nie było. To widać wszędzie, począwszy od bajek, przez literaturę, po filmy. Szukają się dwie połówki jabłka i jeśli się odnajdą, to taka para będzie żyć szczęśliwie aż po grób. Przy czym kultura skupia się raczej na ekscytującym czasie poszukiwań, a nie na późniejszym "aż po grób". "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza kończy się, kiedy para staje na ślubnym kobiercu. Tak samo "Potop". Tak jakby dalej nie było nic ciekawego do opisywania.

A: Bo czasem tak to się kończy. 

B: Często jednak nie, chociaż trudno wyobrazić sobie związek, który przez cały czas miałby charakter namiętny. Fajnie trwać we wzajemnym zachwycie przez dwa, cztery lata - to zwykle tyle trwa - ale przeżywać namiętne porywy 40 lat? To by było potwornie męczące.

A: Czym jest ta namiętność? To seks? 

B: Między namiętnością a seksem jest spora różnica, ludzie przeżywają jedno i drugie niezależnie od siebie. Namiętność ogniskuje się na jednej osobie. A pożądanie seksualne może być rozproszone na szeroką grupę osób. Praktycznie nie zdarza się, by ktoś popełnił samobójstwo z tego powodu, że nie uprawiał seksu z jakąś osobą, bo jeśli nie może tej potrzeby zrealizować z kimś konkretnym, to znajdzie inny obiekt. A z powodu odrzuconej miłości samobójstwa się zdarzają. Poza tym seksem się handluje, a namiętnością - nie sposób. Podczas moich badań byłem zaskoczony tym, że odczuwanie namiętności wcale nie musi podnosić satysfakcji ze związku ani sprawiać, iż ludzie będą uważali, że ich związki są dobre, sensowne albo sprawiedliwe.

A: Skoro nie namiętność sprawia, że ludzie czują się ze sobą szczęśliwi, to co jest tym klejem, który trzyma pary razem? 

B: Intymność. Przyjazne uczucia wobec partnera, wspólny świat oraz to, jak para reaguje na kryzysy. Jedną z ważniejszych funkcji związku jest zapewnianie sobie wsparcia społecznego. Jeśli partner zostanie naszym najbliższym przyjacielem, nie tylko rozumie nas intelektualnie, ale też emocjonalnie. Kiedy przechodzimy przez trudne chwile, jest nam w stanie powiedzieć: "Masz prawo czuć się tak, jak się czujesz". Albo: "Jesteś fajnym, sensownym człowiekiem". I powie to wtedy, kiedy najbardziej potrzebujemy podobne rzeczy usłyszeć. To ma dobroczynny wpływ nie tylko na naszą psychikę, ale też na ciało. Wsparcie partnera chroni kobiety przed depresją, na którą zapadają cztery razy częściej niż mężczyźni. A wsparcie kobiet chroni partnerów dosłownie przed śmiercią. Mężczyźni, którzy mają szczęśliwe związki, żyją dłużej i mają lepszą kondycję zdrowotną.

A: Strasznie to pragmatycznie brzmi. 

B: Że to nudne? Niedawno kolega mi opowiadał o wstrząsających wynikach badań w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że znaczna liczba dorosłych Amerykanów twierdzi, iż nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach. Brakuje im tzw. bratniej duszy. I to nie są ludzie samotni, ten problem dotyczy tych, którzy trwają w związkach.

A: Dlaczego tak się dzieje? 

B: Zanika intymność. Amerykanie są narodem pracoholików, dziesięć godzin w firmie, dwie godziny w aucie, brak urlopu lub urlop bardzo krótki. Życie spędzają obok siebie. Podejrzewam, że w kulturze uznającej za najważniejsze pracę i sukces bliskie związki mają niski priorytet ważności. Ale cena za to jest wysoka. Już od 30 lat dane w USA mówią, że połowa małżeństw się rozpada. Związki są płytsze albo mają charakter hedonistycznego kontraktu: ty mi sprawiasz przyjemność, ja tobie sprawiam przyjemność, dopóki sobie nawzajem świadczymy tę usługę, to bądźmy razem. Polacy do tego modelu szybko się zbliżają. Przez 25 lat wolności rósł odsetek rozwodów. Z szacunków wynika, że rozpadnie się aż połowa małżeństw obecnie zawieranych, czyli gonimy Amerykę.

A: Ludzie wśród powodów rozpadu związku najczęściej wymieniają tzw. niezgodność charakterów. Cokolwiek by to miało znaczyć. 

B: Tak piszą w pozwach rozwodowych. Myślę jednak, że bezpośrednim powodem wielu rozstań jest to, że związek przestaje dawać satysfakcję, "nie maksymalizuje szczęścia". Bo dzisiaj "maksymalizacja szczęścia" stała się celem. Mam się z tą najbliższą osobą realizować, spełniać, czuć szczęśliwym.

A: To źle? 

B: Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie nie myśleli o swoich związkach w kategorii wzajemnego "uszczęśliwiania". Trzeba też pamiętać, że cała cywilizacja Zachodu jest nietypowa, skoro decyzję o tym, kto z kim się łączy, podejmują sami zainteresowani. I taki dobrowolny wybór z miłości jest niezbyt stabilną podstawą związków, jak się okazuje. W innych kulturach chodzi o alians rodzin, o dobro rodu, o kultywowanie wspólnych wartości. O solidne rzeczy, a nie jakąś tam "miłość".

A: Czytałam ostatnio raport z badań Uniwersytetu Kalifornijskiego dotyczących aranżowanych małżeństw w USA: na początku satysfakcja ze związku wśród tych, którzy pobrali się z miłości, była większa, a w tych aranżowanych małżeństwach mniejsza. Ale w miarę trwania związku ta tendencja się odwracała. 

B: Nieromantyczna wizja, prawda? Nie do końca wiadomo, dlaczego tak jest. Może to być efekt racjonalizacji. Mamy wielką potrzebę przekonywania samych siebie i otoczenia, że jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Jeśli coś jest nieuchronne, to się staramy do tego przystosować i to polubić.

A: Jak właściwie ludzie powinni się dobierać? Księgarnie są pełne poradników: jeśli jesteś typem osobowości X, to szukaj kogoś z osobowością typu Y. Takie strategie mają sens? 

B: Kiedy parę lat temu uzupełniałem swoją książkę "Psychologia miłości", szukałem wyników najnowszych badań na temat tego, co decyduje o tym, że związek jest udany. Zastanawiałem się, czy można zmierzyć jakieś cechy charakteru, tak jak to robią portale internetowe, kiedy obiecują, że nam dobiorą idealnego partnera spośród stu tysięcy kandydatów na podstawie cech i zainteresowań.

A: I? 

B: Nie istnieją żadne wiarygodne dowody na to, że są jakieś cechy, których kombinacja zaowocuje udanym związkiem. Nie ma żadnych danych, które świadczą o tym, że pan A z panią B stworzą małżeństwo doskonałe albo choćby wystarczająco dobre. A jeśli nawet jakaś prawidłowość w jednym badaniu wyjdzie, to w drugim się nie potwierdza.

A: Czyli w zasadzie z każdym nam może wyjść udany związek? 

B: Albo nie wyjść. Jeżeli cokolwiek działa w tej układance, to nie są to cechy psychiczne, ale socjodemograficzne. Większe szanse na powodzenie mają związki, w których ludzie pochodzą z podobnej klasy społecznej, z tej samej kultury, są tego samego wyznania, bo to oznacza, że będą wyznawać podobne wartości i podobnie myśleć o ich realizacji. Tak naprawdę o tym, czy związek będzie satysfakcjonujący, czy fatalny, decyduje nie to, jacy ludzie są, ale jak się zachowują.

A: Czyli? 

B: Wskaźnikiem, który prawie bez pudła przewiduje szanse na trwanie związku, jest wzajemna reakcja na zgłaszane problemy i pretensje. Można poprosić parę, która przechodzi jakieś trudności, żeby nagrała swoją 15-minutową dyskusję na konfliktowy temat. Jeżeli na przykład on robi jej uwagę, że fatalnie prowadzi samochód, to ona może zareagować na dwa sposoby: zastanowić się, czy rzeczywiście tak jest i co zrobić, żeby prowadzić lepiej. Albo może powiedzieć obrażona: "A ty za to chrapiesz!". To oczywiście uproszczenie, ale chodzi o to, jaką strategię w sytuacji kłótni przyjmuje partner. Czy próbuje znaleźć rozwiązanie problemu, czy raczej szuka winnego i odrzuca problem. Jeśli częściej obwinia, neguje, atakuje, niż szuka rozwiązania, to duże ryzyko, że para nie przetrwa. I to jest lepszy wskaźnik niż analiza cech charakteru.

A: Chodzi o sztukę kompromisu? 

B: Raczej współpracy. Kompromis jest zwykle nietrwały, bo nikogo nie zadowala. Trwała jest współpraca, czyli znajdowanie rozwiązań, które realizują cele każdego z partnerów. Ale to wymaga autentycznej troski o dobro partnera, wychodzenia poza swoje ograniczenia, przyzwyczajenia, interesy. A to nie jest dzisiaj chyba modne. Ostatnio jedna z moich doktorantek opowiadała o związkach swoich koleżanek, 30-latek. I kilka razy pojawiło się słowo "intercyza". Kiedyś to może królowa Anglii podpisywała intercyzę przedmałżeńską, ale zwykli ludzie? Mam wrażenie, że bliskie związki zmieniają postać. Przestają być formą wspólnoty, w której to, co moje, to i twoje, gdzie jest przestrzeń na współpracę, na docieranie się - a stają się formą kontraktu. Ja będę się starał ciebie uszczęśliwić, a ty staraj się uszczęśliwić mnie. Jeśli to zadziała, przedłużamy kontrakt, a gdy pojawiają się zgrzyty, to rezygnujemy na rzecz innego związku czy też innego stylu życia, np. singlowania.

A: Z czego to wynika? 

B: Z gloryfikowania wolności i indywidualizmu. Wolność jest pięknym darem. Tyle że ten dar zawiera zarówno rzeczy przyjemne, jak i takie, których wolelibyśmy uniknąć. Na przykład dużo wolności może oznaczać mało poczucia stabilności i bezpieczeństwa. Kiedyś ludzie byli ze sobą do końca życia również dlatego, że nie bardzo cokolwiek innego mogli zrobić - trudno było przetrwać w pojedynkę, a jak byli już razem, to na zasadzie wiódł ślepy kulawego. Dzięki temu wzajemnie się wspierali. Idea poświęcenia dla drugiej osoby miała wtedy wartość, dzisiaj kojarzy się źle - z czymś w rodzaju zniewolenia.

A: Uważa pan, że kiedyś ludzie jakoś tak szczerzej, bardziej się kochali? 

B: Nie wiem, ale na pewno mieli mniej alternatyw, a tym samym mniej wymagań wobec siebie nawzajem, a i wobec życia. Mam wrażenie, że mieli większą tolerancję na cudze przywary, bo byli na siebie skazani. Moja matka urodziła się jako pruska poddana, wyszła za mąż późno, bo w wieku 28 lat, i to dlatego, że samotnym pannom groziło wywiezienie na roboty. Jej ojciec - mój dziadek - był kowalem, taką dźwignią postępu technicznego w swojej wsi; wydał ją za mąż za kawalera, który akurat wrócił z wojny 1939 roku. Matka mówiła o ojcu: "Dobry człowiek z tego Augusta był, ale trochę taki drewniany".

A: A była w nim zakochana? 

B: Trudno powiedzieć. Chyba go jednak kochała. Tak naprawdę chciała zostać zakonnicą, ale wtedy zakony brały połowę ojcowizny za taki przywilej, więc ojciec powiedział: "Dziecko, są tańsze sposoby dostania się do nieba". I się nie zgodził. Zamiast tego została żoną Augusta i matką czworga dzieci. A czy ona była szczęśliwa w tym związku? Mama pochodziła z innego świata - to nie był świat, w którym osobiste szczęście było wyznacznikiem dobrego małżeństwa. Ona dzisiejszego świata by nie zrozumiała. Jak już była leciwa, kupiliśmy jej telewizor. Leciały wtedy jakieś francuskie seriale. Nie chciała ich oglądać, mówiła, że to się kupy nie trzyma, bo w jej świecie, kiedy mężczyzna z kobietą szli do łóżka, to byli małżeństwem. Ona robiła te wszystkie rzeczy - oporządzała dzieci, dbała o męża - bo to było po prostu przyzwoite. Bo tak należało.

A: To było udane małżeństwo? 

B: Bardzo udane. Prawie nigdy się nie kłócili. Czasem chodzę na ich wspólny grób. Byli ze sobą 40 lat. Mama jest dla mnie ucieleśnieniem XIX-wiecznego sposobu myślenia o życiu, w którym nie było konsumpcjonizmu, hedonizmu i niepohamowanego dążenia do osobistego szczęścia. Było za to dużo pokory. To mi jakoś imponuje. Ona umiała pokochać to, co dostała. Wszyscy mamy taką zdolność, ale coraz mniej chętnie ją ćwiczymy.

A: Wiele osób dzisiaj powiedziałoby, że pana mama była zakładniczką tradycji. Uwięziona w konwenansach nie mogła wyrazić siebie. 

B: Nie sądzę, żeby ona tak pomyślała o sobie, zresztą związek z ojcem to była tylko część jej życia. Po jego śmierci żyła jeszcze 25 lat, miała odchowane dzieci i koleżanki z kółka różańcowego, do których biegała uszczęśliwiona.

A: Może kiedyś było łatwiej być razem aż po grób również dlatego, że ludzie krócej żyli? 

B: To też ma znacznie. Sto lat temu ludzie umierali w wieku 40-50 lat, czyli byli razem jakieś 20-30 lat. W tej chwili długość wspólnego życia to 50 lat i więcej. Oczywiście jeśli związek się nie rozpadnie. Coraz bardziej rozprzestrzenia się zjawisko monogamii seryjnej - jesteśmy z jednym partnerem ileś tam lat, a potem z kolejnym. Kolejne małżeństwa kiedyś też były częste, ale dlatego, że któryś z partnerów umierał młodo, mężczyzna ginął na wojnie, kobieta - przy porodzie. Partner, który zostawał sam, wciąż był w wieku rozrodczym i zakładał kolejną rodzinę. Dzisiaj nowy partner to nie jest konieczność, tylko wybór.

A: Mówił pan, że związek dziś to rodzaj kontraktu. Odchodzimy od miłości romantycznej? 

B: Nie, ten mit nadal obowiązuje. Niedawno opublikowano interesujące badania. Przedstawiano parom dwie metafory miłości: pierwszą mówiącą o dopasowanych połówkach - czyli podkreślano aspekt romantyczny - i drugą, która przedstawiała związek jako wspólną drogę, wspólne pokonywanie przeszkód. Okazało się, że osoby, którym zaktywizowano metaforę drogi, lepiej znosiły konflikty w związku, a pary, którym podsunięto platońską metaforę miłości, traktowały konflikty jako zagrożenie i mniej były skłonne konstruktywnie je rozwiązywać.

A: Dlaczego? 

B: Bo jeśli o związku myśli się jako komunii dwóch idealnie pasujących połówek, to każda, choćby drobna kłótnia oznacza, że to jednak nie to, że nie odnalazłem swojej połówki, pomyliłem się, ratunku! Mit miłości romantycznej jest szkodliwy, bo jest nierealny - konflikty są nieuchronne w bliskich związkach. Nie ma jedności pragnień, ludzie są różni. Poza tym ten mit często czyni ludzi biernymi. No bo jeśli to nie jest moja druga połówka, to koniec. Po co próbować cokolwiek naprawiać?

A: A czym by pan zastąpił mit romantycznej miłości? 

B: Metafora drogi wydaje mi się dobra. Zawiera się w niej ruch, aktywność i optymistyczne przesłanie, że chociaż nie jesteśmy dopasowani, to przecież wcale nie musimy być. Chodzi o to, żebyśmy się po trochu docierali. Życie to proces, a związek można polepszyć.

A: Jak? 

B: Dbać o intymność. O ile na odpływ namiętności nie ma rady, o tyle o intymność akurat można zadbać. Intymność też może zniknąć. Ludzie często mówią, że żyją jak obcy, odsuwają się od siebie, czasem nienawidzą. Bo im dłużej z kimś jesteśmy, tym więcej ten ktoś nam robi złego.

A: Naprawdę? Czy to taka metafora? 

B: Naprawdę! Partner przez ostatnie pięć czy dziesięć lat zrobił znacznie więcej dobrych rzeczy oprócz tego, że poczynił nam też różnego rodzaju przykrości i był sprawcą różnych rozczarowań. Ale niestety, te złe i te dobre rzeczy nie liczą się jednakowo.

A: Co je tak nierówno liczy? Nasz mózg? 

B: Tak. Nasz mózg tak jest skonstruowany, że inaczej zlicza doświadczenia pozytywne, a inaczej negatywne. Te pierwsze są słabszymi bodźcami, stają się w pewnym sensie niewidzialne. Facet wyniósł śmieci - to oczywiste, taka jego rola. Ale raz nie wyniósł: olaboga, to dopiero! Krótko mówiąc, zło jest silniejsze od dobra. Terapeuci małżeństw mówią, że to jest jak jeden do pięciu. Czyli jeśli partner raz panią skrzywdzi, to musi zrobić pięć dobrych uczynków, żeby to się jakoś wyrównało.

A: O matko. 

B: No właśnie. Więc jeśli chce się dbać o bliską relację, to dobrze byłoby się powstrzymywać od czynienia zła. Problem polega też na tym, że w miarę trwania związku spada też nasza zdolność robienia partnerowi dobrze. Im dłużej mu dajemy dobre rzeczy, tym to dobro staje się mniej wartościowe, bo jest oczywiste. Jeśli partner codziennie mówi: "Ach, jak ty dziś ślicznie wyglądasz", to będzie fajne przez rok, a po pięciu latach zrobi się lekko nudne.

A: Za to jak usłyszę taki komplement od przystojnego kolegi... 

B: To aż dreszcz po plecach biegnie, prawda? I potem ludzie zmieniają partnerów, na przykład na kogoś, kto jest i głupszy, i mniej wart. Niestety, pragnienia ludzkiego serca są wewnętrznie sprzeczne, bo z jednej strony byśmy chcieli, żeby nasz partner był mrocznym brunetem, w którym tkwi tajemnica, a z drugiej strony trudno spędzić życie z kimś, kto zawsze jest tajemniczy, bo to zaburza poczucie bezpieczeństwa. Namiętność i poczucie bezpieczeństwa wzajemnie się wykluczają, a my jednak chcemy, żeby partner dawał nam i jedno, i drugie.

A: I co z tym fantem zrobić? 

B: Pogodzić się z tym, że nie możemy obu tych rzeczy dostawać w tym samym momencie, ale możemy je dostawać na różnych etapach życia. Jak człowiek ma 60 lat, tak jak ja, to ekscytacja nie jest tak nadzwyczaj ważna, za to poczucie bezpieczeństwa - owszem. Trochę nas ratuje to, że potrzeba stymulacji spada z wiekiem, a trochę to, że spada też atrakcyjność alternatyw dla aktualnego związku. Bo pani ma jeszcze realne szanse na znalezienie jakiegoś fajniejszego grilla, gdyby się stary zepsuł. Ja raczej nie, więc wolę zadbać o ten związek, który mam.

A: Czy udany związek może być pozbawiony seksu? 

B: Rzadko, bo natura tak nas skonstruowała, że seks to sposób na podtrzymanie więzi. Takie związki oczywiście się zdarzają, ale całkowita rezygnacja z seksu raczej przyczynia się do śmierci relacji. W długim związku pojawia się jeszcze jeden zasadniczy problem - nuda. Bardzo poważny kłopot, bo uczucia wymagają pobudzenia, niekoniecznie erotycznego, inaczej emocje gasną. Amerykański badacz Arthur Aron zrobił kiedyś zabawne badania na ten temat. Zaprosił pary z kilkunastoletnim stażem i kazał im robić różne stymulujące rzeczy. Część par biegała po sali gimnastycznej, pokonując różne przeszkody wymagające współpracy i zgrania ruchów, a inne pary po prostu toczyły przed sobą piłkę lekarską.

A: I co z tych badań wyszło? 

B: U tych, którzy musieli pokonać wspólnie przeszkody, znacznie wzrósł poziom pozytywnych uczuć do partnera, satysfakcja ze związku i deklarowana namiętność. A tym, którzy toczyli tę piłkę, nic nie wzrosło. Jedynym sposobem, by nudzie w związku jakoś zaradzić, jest robienie wspólnie ekscytujących rzeczy. Nie chodzi o kupienie działki i sadzenie tam kalarepy, bo to nasili problem. To mogą być wspólne podróże, zapisanie się na kurs tańca towarzyskiego, wspólna pasja do polityki.

A: Ucieczka od rutyny? 

B: Tak, rutyna prowadzi do automatyzacji, a automatyzacja - do zaniku uczuć. Na szczęście w naszym życiu naturalnie pojawiają się ekscytujące rzeczy. Źródłem nieustającej ekscytacji - pozytywnej i negatywnej - są dzieci. Ich przedszkola, choroby, szkoły, egzaminy. To pobudza związek długofalowo. Ekscytująca może być też praca, o której mogą sobie opowiedzieć. Mogą to być też podobne idee, np. walka z globalnym ociepleniem albo z ideologią gender. Dobre są też wspólne wyzwania, bo nic tak nie integruje jak zagrożenie z zewnątrz - pod warunkiem że jego poziom nie jest zbyt wysoki i nie staje się zbyt dużym źródłem stresu. Na przykład dużo wyzwań zapewnia psychotyczne dziecko, ale jeśli problem się nasila i para nie jest w stanie sobie z tym poradzić, to te związki się rozpadają.Liczy się też to, ile dajemy partnerowi wsparcia.

A: Ile dajemy czy ile dostajemy? 

B: No właśnie z ostatnich badań wynika, że bardziej liczy się to, co pani daje drugiej osobie, a nie to, co pani dostaje, choć te sprawy są powiązane. Dawanie buduje mocniejsze poczucie sensu w życiu, przynosi więcej satysfakcji. Otrzymywanie jest tylko przyjemne." 


Niestety są limity na treści z "Gazety Wyborczej" ,więc, proszę mi wybaczyć, zacytowałam w całości, by każdy miał dostęp do tak cudownego tekstu o miłości. Polecam prenumeratę cyfrową tej gazety. Robią tam kawał dobrej roboty! Wykupiłam abonament, jestem może lekko rozgrzeszona przez to? Litości nade mną. Żuczkiem.


piątek, 7 sierpnia 2015

Co się dzieje po śmierci człowieka?


 


"Mellen-Thomas Benedict jest artystą, który przeżył śmierć w 1982 roku. Był martwy przez ponad półtorej godziny, w ciągu której opuścił ciało i udał się w kierunku Światła. Ponieważ ciekawił go Wszechświat, został zabrany w jego odległe rejony, a nawet dalej - w energetyczną Pustkę Nicości poza Wielkim Wybuchem. Komentując jego doświadczenie, Dr. Kenneth Ring powiedział: "Jego historia jest jedną z najbardziej niezwykłych, z jakimi zetknąłem się w trakcie swoich rozległych badań nad doświadczeniami śmierci klinicznej".

Droga ku śmierci
W 1982 doświadczyłem śmierci spowodowanej nieuleczalnym nowotworem, którego nie można było zoperować, a z kolei jakakolwiek chemioterapia zrobiłaby jedynie ze mnie warzywo. Lekarze dawali mi sześć do ośmiu miesięcy życia. W latach 70-tych interesowałem się informacją, czytając o kryzysie nuklearnym, ekologicznym i innych, stopniowo traciłem nadzieję i ogarniało mnie zniechęcenie. Ponieważ nie miałem podstaw duchowych, zacząłem wierzyć, że natura pomyliła się i że prawdopodobnie byliśmy rakiem na naszej planecie. Nie widziałem rozwiązania żadnego z problemów, które sami stworzyliśmy sobie i naszej planecie. Uważałem wszystkich ludzi za raka i dostałem raka. Właśnie to mnie zabiło. Uważaj, jaki masz pogląd na życie. Może się on odbić na tobie, zwłaszcza jeśli jest negatywny. Mój był bardzo negatywny. To właśnie doprowadziło do mojej śmierci. Wypróbowałem różne rodzaje alternatywnych metod leczenia, ale nic nie poskutkowało. Tak więc postanowiłem, że to sprawa tylko między mną a Bogiem. Nigdy wcześniej nie stanąłem twarzą twarz z Bogiem, nigdy nie miałem z nim do czynienia. Nie interesowałam się wówczas duchowością, ale wyruszyłem w podróż, by dowiedzieć się jak najwięcej na ten temat oraz na temat alternatywnych metod leczenia. Zacząłem czytać wszystko, co wpadło mi w ręce i zagłębiłem się w to, ponieważ nie chciałem, by spotkała mnie niespodzianka po drugiej stronie. Zacząłem więc czytać o różnych religiach i filozofiach. Wszystkie były bardzo interesujące i dawały nadzieję, że jest coś po drugiej stronie. Z drugiej strony jako niezależny artysta tworzący witraże, nie miałem żadnego ubezpieczenia zdrowotnego. Oszczędności całego mojego życia wydałem w jednej chwili na badania medyczne. Następnie leczyłem się, nie mając ubezpieczenia. Nie chciałem narażać rodziny na problemy finansowe, zdecydowałem więc, że sam się tym zajmę. Ból nie trwał bez przerwy, ale były chwile, kiedy byłem zamroczony. Doszło do tego, że bałem się jeździć i w końcu wylądowałem w hospicjum. Miałem tam swoją opiekunkę, która była przy mnie w ostatnich chwilach. Obecność tego anioła, zesłanego mi przez Boga, była dla mnie błogosławieństwem. Trwało to około 18 miesięcy. Nie chciałem jednak brać leków przeciwbólowych, bo pragnąłem zachować świadomość na tyle, na ile to było możliwe. Następnie doświadczyłem takiego bólu, że nie istniało nic poza nim, na szczęście ataki trwały tylko po kilka dni.



Światło Boga
Pamiętam, że obudziłem się któregoś ranka w domu około 4:30 i po prostu wiedziałem, że nadszedł koniec. To był dzień, kiedy miałem umrzeć. Zadzwoniłem do kilku przyjaciół, aby się pożegnać. Obudziłem swoją opiekunkę z hospicjum i uprzedziłem ją. Ponieważ przeczytałem, że kiedy się umiera dzieją się różne ciekawe rzeczy, umówiłem się z nią, że po mojej śmierci zostawi moje ciało na sześć godzin. Znowu zasnąłem. Następne, co pamiętam, to początek typowej śmierci klinicznej. Nagle byłem w pełni świadomy i stałem, choć moje ciało spoczywało w łóżku. Otaczała mnie ciemność. Kiedy byłem poza ciałem, wszystko było bardziej wyraźne niż normalnie. Było tak wyraźne, że widziałem każdy pokój w domu, strych, okolice domu, i to, co znajdowało się pod nim. Zobaczyłem Światło i zwróciłem się ku niemu. Było bardzo podobne do tego, które ludzie opisują w swoich relacjach o śmierci klinicznej. Było takie wspaniałe. Można go dotknąć, można go poczuć. Przyciąga do siebie - chcesz podejść do niego, tak jak podszedłbyś do idealnej matki lub ojca, by Cię przytulili. W miarę jak zbliżałem się do Światła, wiedziałem intuicyjnie, że jeśli wejdę w nie, to umrę. Tak więc zbliżając się, powiedziałem: "Proszę, poczekaj chwilę, moment. Chcę to przemyśleć; chciałbym z Tobą porozmawiać zanim pójdę dalej". Ku mojemu zaskoczeniu, całe doświadczenie zatrzymało się w tym punkcie. W rzeczywistości mamy kontrolę nad swoją śmiercią. To nie jest karuzela, której nie można zatrzymać. Moja prośba została spełniona i odbyłem klika rozmów ze Światłem. Światło przybierało różne postacie, np. Jezusa, Buddy, Kriszny, Mandali, archetypów i znaków. Zapytałem Światło: "Co tu się dzieje? Proszę, Światło, wyjaśnij mi, kim jesteś. Chcę wiedzieć, co jest rzeczywiste". Nie potrafię przytoczyć dokładnych słów, bo to był rodzaj telepatii. Światło odpowiedziało, przekazując mi informację, że to, co dzieje się, kiedy spotykamy się ze Światłem, zależy od naszych poglądów. Jeśli jesteś Buddystą, Katolikiem lub Muzułmańskim fundamentalistą, to dostajesz to, w co wierzysz. Masz szansę, by przyjrzeć się temu i zbadać to, ale większość ludzi z niej nie korzysta. Gdy objawiło się Światło, uświadomiłem sobie, że w rzeczywistości widzę matrycę Wyższego Ja. Mogę tylko powiedzieć, że przybrało postać matrycy, mandali ludzkich dusz, i ujrzałem, że to, co nazywamy Wyższym Ja, jest matrycą. Jest to również nasze złączenie ze Źródłem; każdy z nas pochodzi bezpośrednio ze Źródła, jest jego bezpośrednim doświadczeniem. Wszyscy mamy Wyższe Ja, coś, co stoi ponad naszą duszą. Objawiło mi się ono w swojej najprawdziwszej formie energetycznej. Mogę to jedynie opisać w taki sposób, że Wyższe Ja przypomina połączenie/przewód. Nie przypominało go z wyglądu, ale jest to bezpośrednie połączenie ze Źródłem, które jest w każdym z nas. Jesteśmy bezpośrednio połączeni ze Źródłem. Tak więc Światło pokazało mi matrycę Wyższego Ja. I uzmysłowiłem sobie wyraźnie, że wszystkie Wyższe Ja są połączone ze sobą w jedno, wszyscy ludzie są jednością, jesteśmy w rzeczywistości jedną istotą, różnymi jej aspektami. Nie chodziło tu o jakąś konkretną religię. Właśnie takie informacje dostałem. I zobaczyłem tę mandalę ludzkich dusz. To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Wszedłem w nią i całkowicie mnie pochłonęła. To było jakbyś otrzymał całą miłość, jakiej kiedykolwiek pragnąłeś, i to taką miłość, która leczy, uzdrawia i regeneruje. Kiedy tak prosiłem Światło o wyjaśnienia, zrozumiałem, czym jest matryca Wyższego Ja. Wokół Ziemi istnieje sieć stworzona ze wszystkich połączonych ze sobą Wyższych Ja. To jak wielkie przedsiębiorstwo, kolejny wyższy poziom energii subtelnej otaczającej nas, jeśli można tak powiedzieć. Następnie, po kilku minutach, poprosiłem o dalsze wyjaśnienia. Naprawdę chciałem wiedzieć, o co chodzi we Wszechświecie, i tym razem byłem gotów do podróży. Powiedziałem: "Jestem gotów, zabierz mnie". Wtedy Światło zamieniło się w najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem: w mandalę ludzkich dusz na tej planecie. Wcześniej podchodziłem do wszystkiego, co działo się na Ziemi, bardzo negatywnie. Kiedy więc poprosiłem Światło o wyjaśnienia, ujrzałem dzięki tej cudownej mandali, jak piękni wszyscy jesteśmy w swej istocie. Jesteśmy najpiękniejszymi stworzeniami. Ludzka dusza, ludzka matryca, którą wspólnie tworzymy jest absolutnie fantastyczna, elegancka, egzotyczna, jest wszystkim. Nie jestem w stanie wyrazić, jak zmieniło to mój pogląd na istoty ludzkie w tej chwili. Powiedziałem: "Och, Boże, nie wiedziałem, jacy jesteśmy piękni". Na jakimkolwiek jesteś poziomie, wysokim czy niskim, jakąkolwiek postać przybrałeś, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, naprawdę. Zaskoczyło mnie to, że żadna dusza nie była zła. Zapytałem: "Jak to możliwe?". W odpowiedzi usłyszałem, że żadna dusza nie jest z natury zła. Straszne rzeczy, które przydarzają się ludziom, sprawiają, że robią oni złe rzeczy, ale ich dusze nie są złe. Światło powiedziało mi, że to, czego wszyscy szukają, to, co daje im siłę, to miłość. To, co ich niszczy, to brak miłości. Wydawało mi się, że objawieniom pochodzącym od światła nie ma końca i wtedy zapytałem Je: "Czy to znaczy, że ludzkość zostanie zbawiona?". Wtedy, jakby w dźwięku trąby pośród deszczu spiralnych świateł, Wielkie Światło przemówiło: "Pamiętaj i nigdy o tym nie zapominaj; sami się zbawiacie, ocalacie i leczycie. Zawsze tak było. Zawsze tak będzie. Zostaliście stworzeni tak, byście mieli tę moc jeszcze zanim powstał świat". W tej chwili zrozumiałem nawet więcej. Zrozumiałem, że JUŻ ZOSTALIŚMY ZBAWIENI, ocaliliśmy siebie, ponieważ zostaliśmy stworzeni tak, byśmy się sami udoskonalali i "naprawiali", podobnie jak reszta Boskiego Wszechświata. Podziękowałem Boskiemu Światłu z całego serca. Przyszły mi jedynie na myśl te proste słowa absolutnej wdzięczności: "O drogi Boże, drogi Wszechświecie, droga Wspaniała Jaźni, kocham swoje życie". Wydawało się, że Światło wdycha mnie coraz głębiej. To było uczucie, jakby Światło wchłaniało mnie całkowicie. Do dziś dzień nie potrafię opisać Światła Miłości. Wszedłem w inny wymiar, jeszcze głębszy, i stałem się świadomy czegoś więcej, o wiele więcej. Był to potężny strumień Światła, wielki i pełny, głęboko w Sercu Życia. Zapytałem: "Co to jest?". Światło odrzekło: "To jest RZEKA ŻYCIA. Wypełnij nią swe serce po brzegi". Tak zrobiłem. Wziąłem jeden duży łyk, potem następny. Pić Samo Życie! Byłem w ekstazie. Wtedy Światło powiedziało: "Masz życzenie". Wiedziało wszystko o mnie, znało całą moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. "Tak!" - wyszeptałem. Chciałem zobaczyć resztę Wszechświata; to, co jest poza układem słonecznym, poza ludzkimi iluzjami. Wtedy Światło powiedziało mi, że mogę dać się ponieść Nurtowi. Tak zrobiłem i Światło przeniosło mnie na koniec tunelu. Poczułem i usłyszałem całą serię bardzo delikatnych uderzeń dźwiękowych*. Co za szybkość!



Pustka Nicości
Nagle zacząłem oddalać się z zawrotną prędkością od Ziemi z nurtem Życia, widząc, jak planeta znika mi z oczu. Układ Słoneczny, w całym swym majestacie, śmignął mi przed oczami i zniknął. Poruszając się z prędkością szybszą od rędkości światła, przeleciałem przez środek galaktyki, dowiadując się po drodze nowych rzeczy. Przekonałem się, że ta galaktyka, jak i reszta Wszechświata, tętni ŻYCIEM, różnymi jego odmianami. Widziałem wiele światów. Dobra woadomość - nie jesteśmy sami we Wszechświecie! Kiedy płynąłem strumieniem świadomości przez środek galaktyki, przekształcił się on w niezwykłą falę energetyczną zbudowaną z fraktali. Mijałem wielkie grupy galaktyk, zawierające w sobie starożytną mądrość. Najpierw myślałem, że dokądś zmierzam, podróżuję. Ale wtedy zrozumiałem, w miarę jak strumień powiększa się i rozszerza, poszerza się również moja świadomość, obejmując wszystko we Wszechświecie! Mijałem wszystko, co zostało stworzone. To był niewyobrażalny cud! Wszystko, co zostało stworzone, zdawało się mijać mnie z zawrotną prędkością i znikać w Świetlnych cętkach. Niemal natychmiast pojawiało się kolejne Światło. Nadchodziło ze wszystkich stron i było tak odmienne; Światło stworzone z czegoś więcej niż wszystkie częstotliwości Wszechświata. Ponownie czułem i słyszałem kilka razy aksamitne uderzenia dźwiękowe. Moja świadomość, czy też istota, rozszerzała się, by połączyć się z całym Wszechświatem Holograficznym, a nawet czymś więcej. Kiedy mijałem drugie Światło, pojawiła się we mnie świadomość, że właśnie przekroczyłem Prawdę. Nie potrafię tego lepiej wyrazić słowami, ale postaram się to wyjaśnić. Kiedy wkroczyłem w strefę drugiego Światła, wyszedłem poza pierwsze Światło. Znalazłem się w głębokim bezruchu, poza wszelką ciszą. Widziałem i postrzegałem WIECZNOŚĆ, poza Nieskończonością. Byłem w Pustce. Byłem w tym, co istniało przed stworzeniem, przed Wielkim Wybuchem. Przekroczyłem początek czasu - Pierwszy Świat - Pierwszą Wibrację. Byłem w Oku Stworzenia. Czułem się, jakbym dptykał twarzy Boga. To nie było doznanie religijne. Po prostu stanowiłem jedność z Najwyższym Życiem i świadomością. Mówiąc, że widziałem lub postrzegałem wieczność, mam na myśli, że doświadczałem całego stworzenia tworzącego samego siebie. Nie było początku ani końca. To myśl, która poszerza umysł, prawda? Naukowcy uważają, że Wielki Wybuch był pojedynczym wydarzeniem, dzięki któremu powstał Świat. Ja widziałem, że Wielki Wybuch jest tylko jednym z nieskończenie wielu takich samych Wybuchów, poprzez które Wszechświaty stwarzane są nieustannie i jednocześnie. Jedyne obrazy w miarę bliskie naszym kategoriom, które to oddają, to obrazy tworzone za pomocą superkomputerów przy użyciu równań geometrii fraktali. Starożytni wiedzieli o tym. Twierdzili, że Bóg co jakiś czas stwarza nowe Wszechświaty poprzez wydech i de-konstruuje inne poprzez wdech. Te epoki nazywane są Jugami. Współczesna nauka nazywa to Wielkim Wybuchem. Przebywałem w absolutnej, czystej świadomości. Widziałem, obserwowałem wszystkie Wielkie Wybuchy czy też Jugi tworzące i de-konstruujące siebie. Natychmiast wszedłem w nie wszystkie jednocześnie. Ujrzałem, że każda najmniejsza cząsteczka stworzenia posiada moc, by tworzyć. Bardzo trudno to wyjaśnić. Wciąż brak mi słów, by to wyrazić. Dopiero po wielu latach od powrotu znalazłem jakieś słowa, które oddają doświadczenie Pustki. Teraz mogę wam powiedzieć: Pustka to mniej niż nic, a jednak to coś więcej niż wszystko, co istnieje! Pustka jest zerem absolutnym; chaosem, w którym powstają wszystkie możliwości. To jest Absolutna Świadomość; coś o wiele więcej niż nawet Uniwersalna Inteligencja. Gdzie jest ta pustka? Wiem. Ta Pustka jest wewnątrz i na zewnątrz wszystkiego. Ty sam, właśnie teraz, choć żyjesz, zawsze jesteś jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz pustki. Nie musisz nigdzie iść ani umierać, by się do niej dostać. Pustka jest próżnią lub nicością istniejącą między wszystkim, co posiada formę fizyczną. PRZESTRZEŃ pomiędzy atomami i ich składnikami. Współczesna nauka zaczęła badać tę przestrzeń pomiędzy wszystkim. Nazywają to punktem zerowym (Zero-point). Gdy tylko próbują go mierzyć, wskaźnikom przyrządów zaczyna brakować skali, innymi słowy - zmierzają ku nieskończoności. Jak na razie nie mają sposobu, by dokładnie zmierzyć nieskończoność. Więcej jest przestrzeni zerowej w twoim ciele i całym Wszechświecie niż czegokolwiek innego! To, co mistycy nazywają Pustką, nie jest nią. Jest tak pełna energii, energii innego rodzaju, która stworzyła wszystko, czym jesteśmy. Od czasu Wielkiego Wybuchu wszystko jest wibracją, począwszy od pierwszego Słowa, które jest pierwszą wibracją. Po biblijnym "Jam Jest" w rzeczywistości jest znak zapytania. "Jam Jest - Czym Jestem?" Tak więc to, co istnieje, jest Bogiem, który poznaje Własną Jaźń w każdy sposób, aki można sobie wyobrazić, w nieustannym nieskończonym procesie poznawania poprzez każdego z nas. Poprzez każdy włos na twojej głowie, poprzez każdy liść na każdym drzewie, poprzez każdy atom Bóg bada Boską Jaźń, wielkie "Jam Jest". Ujrzałem, że wszystko, co istnieje, jest Jaźnią, dosłownie, twoją Jaźnią, moją Jaźnią. Wszystko jest wielką Jaźnią. Właśnie dlatego Bóg wie, nawet kiedy opada liść. Jest to możliwe, ponieważ gdziekolwiek jesteś, tam jest centrum Wszechświata. Gdziekolwiek znajduje się jakikolwiek atom, tam jest centrum Wszechświata. Jest w nim Bóg i jest Bóg w Pustce. Kiedy poznawałem Pustkę i wszystkie Jugi, czy też całe stworzenie, istniałem całkowicie poza czasem i przestrzenią w takiej formie, w jakiej my je znamy. W tym stanie poszerzonej świadomości odkryłem, że to, co zostało stworzone, jest Absolutnie Czystą Świadomością lub Bogiem, Doświadczającym Życia takiego, jakim je znamy. Pustka sama w sobie pozbawiona jest doświadczenia. To stan przed-życiem, sprzed pierwszej wibracji. Bóg to coś więcej niż tylko Życie i Śmierć. Dlatego we Wszechświecie można doświadczać czegoś więcej niż tylko Życia i Śmierci! Byłem w Pustce i byłem świadomy wszystkiego, co kiedykolwiek zostało stworzone. To było jakby patrzenie oczyma Boga. Stałem się Bogiem. Nagle nie byłem już sobą. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że patrzyłem oczyma Boga. Nagle znałem przyczynę istnienia każdego atomu i widziałem wszystko. Interesujące jest to, że kiedy wszedłem w Pustkę, powróciłem ze zrozumieniem, że Bóg nie istnieje gdzieś tam. Bóg jest tutaj. Właśnie o to chodzi. Ludzie ciągle gdzieś szukają Boga... a Bóg dał nam wszystko, wszystko jest tutaj, właśnie tutaj. I teraz jesteśmy Bogiem, który poprzez nas poznaje Samego Siebie. Ludzie są tak zajęci, próbując stać się Bogiem, że powinni zrozumieć, iż już jesteśmy Bogiem, a Bóg staje się nami. Właśnie o to chodzi w rzeczywistości. Kiedy pojąłem to, nie miałem już co robić w Pustce i chciałem wrócić do stworzenia lub Jugi. Wydawało się to być naturalną koleją rzeczy. Wówczas nagle powróciłem poprzez drugie Światło lub Wielki Wybuch, słysząc kolejne aksamitne odgłosy uderzeń dźwiękowych. Poruszałem się wraz ze strumieniem świadomości z powrotem poprzez wszystko, co istniało - co to była za przejażdżka! Wielkie skupiska galaktyk przechodziły przeze mnie, a ja doświadczałem jeszcze więcej. Przekroczyłem centrum naszej galaktyki, które jest czarną dziurą. Czarne Dziury to wielkie procesory lub też urządzenia do przetwarzania Wszechświata. Wiecie co jest po drugiej stronie Czarnej Dziury? My; nasza galaktyka, która została przetworzona z innego Wszechświata. W swej całkowitej konfiguracji energetycznej galaktyka wyglądała jak fantastyczne świetlne miasto. Cała energia po tej stronie Wielkiego Wybuchu jest światłem. Każda cząsteczka, atom, gwiazda, planeta, nawet sama świadomość stworzona jest ze światła, posiada częstotliwość i/lub jest cząsteczką. Światło żyje. Wszystko stworzone jest ze światła, nawet kamienie. Tak więc wszystko żyje. Wszystko zostało stworzone ze Światła Boga; wszystko jest bardzo inteligentne.



Światło Miłości
Kiedy tak podążałem z nurtem strumienia, zobaczyłem w końcu, jak zbliża się wielka Światłość. Wiedziałem, że to było pierwsze Światło - Świetlna Matryca Wyższego Ja naszego układu słonecznego. Wtedy cały układ słoneczny pojawił się w Świetle, czemu towarzyszyły aksamitne uderzenia dźwiękowe. Ujrzałem, że nasz układ słoneczny, w którym żyjemy, jest naszym większym, lokalnym ciałem. To nasze ciało lokalne i jesteśmy o wiele więksi, niż nam się wydaje. Zobaczyłem, że układ słoneczny to nasze ciało. Jestem jego częścią, a Ziemia jest nami, częścią tego czegoś wielkiego, co zostało stworzone, a my jesteśmy częścią tego, co wie, że istnieje. Ale jesteśmy tylko częścią. Nie jesteśmy wszystkim, ale jesteśmy tą częścią, która wie, że istnieje. Widziałem całą energię, jaką wytwarza nasz układ słoneczny, i jest to niewiarygodny pokaz świetlny! Słyszałem Muzykę Sfer. Nasz układ słoneczny, podobnie jak wszystkie inne ciała niebieskie, wytwarza unikalną matrycę światła, dźwięku oraz energii wibracji. Zaawansowane cywilizacje z innych systemów gwiezdnych umieją dostrzec we Wszechświecie życie, takie jak my je pojmujemy dzięki wibracyjnemu lub energetycznemu odciskowi matrycy. To dziecinna zabawa. Cudowne Dzieci Ziemi (ludzkie istoty) obecnie wytwarzają mnóstwo dźwięku, jak dzieci bawiące się na podwórku Wszechświata. Bezpośrednio z nurtem strumienia dotarłem do środka Światła. Poczułem, jakby Światło mnie objęło, kiedy znowu wchłonęło mnie ono swym oddechem, po czym nastąpiła seria delikatnych uderzeń dźwiękowych. Przebywałem w tym wielkim Świetle Miłości, a strumień życia przepływał przeze mnie. Muszę to powtórzyć: to najbardziej pełne miłości Światło, w którym nie ma ni cienia krytyki. To idealny rodzic dla Cudownego Dziecka. "Co teraz?" - zastanawiałem się. Światło wyjaśniło mi, że nie ma śmierci; jesteśmy nieśmiertelnymi istotami. Żyjemy od zawsze! Pojąłem, że jesteśmy częścią naturalnego systemu życia, który sam się odnawia nieustannie. Nigdy mi nie powiedziano, że muszę wrócić. Po prostu wiedziałem, że tak będzie. To było po prostu oczywiste, z tego, co widziałem. Nie wiem jak długo przebywałem ze Światłem z punktu widzenia ziemskiego czasu. Lecz nadszedł moment, kiedy pojąłem, że dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania i nadszedł czas powrotu. Mówiąc, że po tamtej stronie dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania, dokładnie to mam na myśli. Dostałem odpowiedź na wszystkie pytania. Każdy człowiek ma inne życie, swój zestaw pytań, na które musi znaleźć odpowiedź. Niektóre pytania są uniwersalne, lecz każdy z nas bada to, co nazywamy Życiem, na swój własny, wyjątkowy sposób. To samo odnosi się do każdej innej formy życia, od gór do każdego listka na każdym drzewie. Jest to bardzo ważne dla nas wszystkich w tym Wszechświecie, dlatego że wszystko składa się na Wielki Obraz, pełnię Życia. Jesteśmy Bogiem, w dosłownym tego znaczeniu, który bada Swoją Jaźń poprzez nieskończony taniec Życia. Twoja wyjątkowość wspiera całość Życia. Powrót na ziemię Kiedy zacząłem powracać do tego cyklu życia, i nigdy nie przyszło mi do głowy, nikt też mi tego nie powiedział, że powrócę do tego samego ciała. To po prostu nie miało znaczenia. Pokładałem całkowitą ufność w Świetle i procesie Życia. Kiedy strumień połączył się z wielkim światłem poprosiłem o to, bym nigdy nie zapomniał tego, co zostało mi objawione ani odczuć tego, czego nauczyłem się po drugiej stronie.. Odpowiedź brzmiała: "Tak". Było to jak pocałunek dla mojej duszy. Potem Światło zabrało mnie z powrotem w sferę wibracji. Cały proces przebiegł ponownie w odwrotnym kierunku i dowiedziałem się jeszcze więcej. Wróciłem do domu. To była lekcja na temat tego, jak działa reinkarnacja. Dostałem odpowiedź na wszystkie swoje pytania, choćby te najbardziej błahe: Jak działa to? Jak działa tamto?". Wiedziałem, że odrodzę się. Ziemia to wielki przetwarzacz energii, z którego indywidualna świadomość ewoluuje w każdego z nas. Po raz pierwszy pomyślałem o sobie jak o człowieku i byłem szczęśliwy, że nim jestem. Z tego, co widziałem, byłbym szczęśliwy, będąc atomem w tym Wszechświecie. Atomem. A być częścią Boga jako człowiek to... najwspanialsze błogosławieństwo. To błogosławieństwo, które przekracza nasze najśmielsze oczekiwania i pojęcie. Dla każdego z nas udział w tym doświadczeniu jako ludzka istota jest cudowny i wspaniały. Każdy z nas, bez względu na to gdzie jesteśmy, czy jesteśmy szczęśliwi czy nie, jest błogosławieństwem dla planety, właśnie tu gdzie jest. Przeszedłem więc przez proces reinkarnacji, spodziewając się, że odrodzę się gdzieś jako niemowlę. Ale "dostałem nauczkę" w kwestii tego, jak indywidualna tożsamość i świadomość ewoluują. Wróciłem z powrotem do swojego ciała. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy otworzyłem oczy. Nie wiem dlaczego, ale to była taka niespodzianka wrócić z powrotem do tego ciała, do mojego pokoju i zobaczyć kogoś, kto wypłakiwał sobie nade mną oczy. To była moja opiekunka z hospicjum. Poddała się półtorej godziny po tym, jak odnalazła mnie martwego. Była pewna, że nie żyję; były wszystkie oznaki śmierci - sztywniałem. Nie wiemy, jak długo byłem martwy, ale wiemy, że minęło półtorej godziny od momentu, kiedy mnie znalazła. Na tyle na ile mogła, uszanowała moje życzenie, by moje ciało zostawić tuż po śmierci na kilka godzin. Mieliśmy specjalny stetoskop i wiele sposobów kontroli podstawowych funkcji życiowych, by stwierdzić, co się działo. Mogę potwierdzić, że naprawdę byłem martwy. To nie była śmierć kliniczna. Przez co najmniej półtorej godziny doświadczyłem śmierci. Znalazła mnie martwego i zbadała przy pomocy stetoskopu, zbadała ciśnienie i monitorowała serce przez półtorej godziny. Potem przebudziłem się i zobaczyłem światło na zewnątrz. Próbowałem wstać, by podejść do niego, ale wypadłem z łóżka. Wtedy usłyszała głośny "łomot", wbiegła do pokoju i znalazła mnie na podłodze. Kiedy doszedłem do siebie, byłem bardzo zaskoczony, a jednocześnie zafascynowany tym, co mi się przytrafiło. Na początku nie pamiętałem nic z podróży, którą odbyłem. Byłem na wpół świadomy i ciągle pytałem: "Czy ja żyję?". Ten świat był dla mnie bardziej snem niż tamten. W ciągu trzech dni zacząłem powracać do normy, czuć się normalnie, myśleć jaśniej, a mimo to czułem się inaczej niż w ciągu całego mojego życia. Pamięć mojej podróży powróciła później. Nie dostrzegałem zła w żadnej ludzkiej istocie. Wcześniej byłem bardzo krytyczny. Myślałem, że większość ludzi ma nierówno pod sufitem, w rzeczywistości myślałem, że wszyscy mają nierówno pod sufitem poza mną. Ale wszystko to mi się wyjaśniło. Mniej więcej trzy miesiące później przyjaciel poradził mi, że powinienem przebadać się, więc poszedłem i zrobiłem wszystkie badania. Naprawdę czułem się dobrze, jednak bałem się, że wiadomości mogą być złe. Pamiętam jak lekarz w przychodni popatrzył na wyniki badań robionych przed i po tym wszystkim i powiedział: "Hm, ale teraz tu nic nie ma". Powiedziałem: "Naprawdę? To musi być cud". Odparł: "Nie, to się zdarza, nazywa się to samoistna remisja". Wydawało się, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Ale to był cud i ja byłem pod wrażeniem, nawet jeśli nikt inny nie był. Czego się nauczyłem Tajemnica życia ma niewiele wspólnego z inteligencją. Wszechświat to wcale nie jest proces intelektualny. Intelekt jest pomocny, jest wspaniały, ale na razie wszystko przetwarzamy wyłącznie za jego pomocą, zamiast za pomocą naszych serc i mądrzejszej części nas samych.



Jądro Ziemi jest wielkim transmuterem energii, tak jak to jest przedstawione na obrazkach ziemskiego pola magnetycznego. To nasz cykl, ponowne przyciąganie reinkarnowanych dusz. Znakiem tego, że zaczynasz osiągać ludzki poziom, jest to, że zaczynasz ewoluować w indywidualną świadomość. Zwierzęta mają zbiorowa duszę, reinkarnują w zbiorowej duszy. Jeleń może na zawsze pozostać jeleniem. Ale jeśli urodzisz się jako człowiek, czy to kaleka czy geniusz, oznacza to, że jesteś na ścieżce do rozwoju indywidualnej świadomości. To z kolei tworzy część grupowej świadomości nazywanej ludzkością. Widziałem, że rasy są grupami osobowości. Narody, takie jak Francja, Niemcy, Chiny, każdy ma swoją własną osobowość. Miasta mają swoją własną osobowość, swoje lokalne zbiorowe dusze, które przyciągają pewnych ludzi. Rodziny mają grupowe dusze. Indywidualna tożsamość ewoluuje jak odgałęzienia fraktala; dusza zbiorowa rozwija się poprzez naszą indywidualność. Różne pytania, które ma każdy z nas, są bardzo bardzo ważne. Właśnie w taki sposób Bóg poznaje Swoją Jaźń - poprzez Ciebie. Zadaj swoje pytania, poszukuj. Odnajdziesz swoją Jaźń i odnajdziesz Boga w tej Jaźni, bo to jedyna Jaźń jaka istnieje. Coś więcej, zacząłem ostrzegać, że my wszyscy, ludzie, tworzymy duchową jedność. Jesteśmy częścią tej samej duszy, rozgałęziającej się w formie fraktali w różnych kierunkach, ale wciąż tą samą. Teraz każdego człowieka postrzegam jako swego duchowego przyjaciela, przyjaciela mej duszy, tego, którego zawsze szukałem. Poza tym, najwspanialszym przyjacielem duchowym, którego będziesz miał zawsze, jesteś ty sam. W każdym z nas jest pierwiastek zarówno męski, jak i żeński. Doświadczamy tego w macicy i doświadczamy tego w trakcie reinkarnacji. Jeśli szukasz najlepszego, największego duchowego przyjaciela poza sobą, to być może nigdy go nie znajdziesz, bo go tam nie ma. Tak jak Boga nie ma "tam". Bóg jest tutaj. Nie szukaj Boga "gdzieś tam". Boga szukaj tutaj. Szukaj poprzez swoją Jaźń. Znajdź miłość swojego życia... swoją Jaźń. Dzięki temu wszystko pokochasz. Zszedłem do czegoś, co można nazwać Piekłem i było to bardzo zaskakujące doświadczenie. Nie było w nim Szatana czy zła. Moje zejście do piekła było zejściem w indywidualną ludzką niedolę, ignorancję i ciemność niewiedzy każdego człowieka. Wydawało się być wiecznością nieszczęścia. Ale każda z tych milionów dusz, które mnie otaczały, zawsze miała gwiazdkę światła. Tyle, że nikt nie zauważał tego. Byli tak pochłonięci swoimi własnymi żalami, traumą i nieszczęściem. Lecz po czasie, który wydawał się być wiecznością, zacząłem wzywać Światło, jak dziecko, które woła rodzica, by mu pomogło. Wtedy światło otworzyło się, tworząc tunel, który pojawił się tuż przy mnie i odizolował mnie od tego całego bólu i lęku. Właśnie tak wygląda piekło. Teraz uczymy się, jak chwycić się za ręce i razem wyjść z niego. Wrota Piekieł są teraz otwarte. Połączymy się, chwycimy za ręce i wspólnie wyjdziemy z Piekła. Światło podeszło do mnie i przybrało postać wielkiego, złotego Anioła. Zapytałem: "Czy jesteś aniołem śmierci?". Odpowiedziało mi, że jest moją wyższą duszą, matrycą mojego Wyższego Ja, najdawniejszą częścią mnie. I wtedy zostałem zabrany do Światła. Wkrótce nasza nauka zmierzy ducha. Czyż to nie wspaniałe? Wymyślamy urządzenia, które są czułe na subtelną energię, energię duchową. Fizycy używają akceleratorów, po to by doprowadzać do zderzenia atomów i przekonać się, z czego są zbudowane. Doszli do kwarków i powabów** i całej reszty. Któregoś dnia dojdą do tego, co scala te cząsteczki i nazwą to... Bogiem. Za pomocą akceleratorów nie tylko badają budowę cząsteczek, ale również je tworzą. Dzięki Bogu, większość z nich istnieje zaledwie milisekundy i nanosekundy***. Zaczynamy dopiero pojmować, że również stwarzamy istniejąc. Kiedy zobaczyłem wieczność, wszedłem w sferę, w której istnieje punkt, w którym przekraczamy wszelką wiedzę i zaczynamy tworzyć kolejny fraktal, następny poziom. Poznając, mamy moc by tworzyć. To Sam Bóg, który poprzez nas rozprzestrzenia się. Od czasu powrotu doświadczam Światła spontanicznie i nauczyłem się, jak dostać się w tę przestrzeń niemal w każdej chwili podczas medytacji. Każdy z Was może zrobić to samo. Nie musicie umierać, by to osiągnąć. To jest w zasięgu waszych możliwości, macie do tego wszystko, co potrzeba. Ciało to najwspanialsza istota Świetlna, jaka istnieje. Ciało to Wszechświat niewiarygodnego Światła. Duch nie popycha nas do tego, by nasze ciało rozpuściło się. To nie tak. Przestań próbować stać się Bogiem; Bóg staje się Tobą. Tutaj. Umysł jest jak dziecko, które biega po Wszechświecie, stawiając żądania i uważając, że to ono stworzyło Wszechświat. Lecz spytaj umysłu: "Co wspólnego z tym ma twoja matka?". To kolejny poziom duchowej świadomości. Oh! Moja matka! Magle rezygnujesz z ego, ponieważ nie jesteś jedyną dusza we Wszechświecie. Jedno z pytań, które zadałem Bogu, brzmiało: "Czym jest Niebo?". Zostałem oprowadzony po wszystkich niebach, jakie zostały stworzone: Nirwana, Kraina Wiecznych Łowów oraz wszystkich innych. Zwiedziłem je. To są myślokształty, które sami stworzyliśmy. W rzeczywistości nie idziemy do nieba; jesteśmy przetwarzani. Lecz cokolwiek stworzyliśmy, zostawiamy w tym cząstkę siebie. To jest prawdziwe, ale to nie jest całość duszy. Zobaczyłem Niebo chrześcijan. Wyobrażamy sobie, że to piękne miejsce, w którym stoimy przed tronem Boga, oddając mu cześć po wsze czasy. Sprawdziłem. To nudy! Tylko to mamy robić? To dziecinne. Nie chcę nikogo obrażać. Niektóre Nieba są bardzo interesujące, a niektóre bardzo nudne. Według mnie starożytne nieba są bardziej interesujące, np. indiańska Kraina Wiecznych Łowów. Egipcjanie mają fantastyczne nieba. Nieba ciągną się i ciągną. Jest ich wiele. W każdym z nich jest fraktal, który jest twoją indywidualną interpretacją, chyba że jesteś częścią zbiorowej duszy, która wierzy tylko w Boga danej religii. Ale nawet wtedy każdy jest nieco inny. To ta część ciebie, którą tam zostawiasz. W Śmierci chodzi o Życie, a nie o Niebo.



Zapytałem Boga: "Jaka jest najlepsza religia na Ziemi? Która jest właściwa?". A Bóg odpowiedział z wielką miłością: "Dla mnie to nie ma znaczenia". To była niewiarygodna łaska. Oznaczało to, że to my jesteśmy istotami, dla których to ma znaczenie. Najwyższy Bóg wszystkich gwiazd mówi nam: "Nieważne jakiego jesteś wyznania". Religie pojawiają się i znikają, zmieniają się. Buddyzm nie istniał od zawsze, katolicyzm tak samo, i we wszystkich wkrótce będzie więcej światła. Obecnie więcej światła dociera do wszystkich systemów. W duchowości nastąpi reformacja, Równie dramatyczna jak Reformacja Protestancka. Wiele osób będzie walczyć z tego powodu, jedna religia przeciwko innej, a każdy będzie wierzył, że racja jest po jego stronie. Wszyscy myślą, że posiadają na własność Boga, religie i filozofie, zwłaszcza religie, ponieważ tworzą one wielkie organizacje skupione wokół filozofii. Kiedy Bóg powiedział: "Dla mnie to nie ma znaczenia", natychmiast pojąłem, że to dla nas ma mieć znaczenie. To ważne, ponieważ to my jesteśmy istotami, którym zależy. Dla nas to ma znaczenie i dlatego jest ważne. Najwyższy Bóg nie dba o to, czy jesteś Protestantem, Buddystą lub kimkolwiek innym. Chciałbym, żeby wyznawcy wszystkich religii to zrozumieli i żyli obok siebie. To nie jest koniec żadnej religii, ale rozmawiamy o tym samym Bogu. Żyj i daj żyć innym. Każdy ma swój własny pogląd, który składa się na wielki obraz, wszystko jest ważne. Zanim znalazłem się po drugiej stronie, miałem wiele obaw dotyczących toksycznych odpadów, pocisków nuklearnych, eksplozji demograficznej, wyrębu lasów tropikalnych. Kiedy wróciłem, pokochałem każdy z tych problemów. Kocham odpady toksyczne. Kocham grzyba nuklearnego; to najświętsza mandala, którą stworzyliśmy w postaci archetypu. Ona właśnie, bardziej niż jakakolwiek filozofia czy religia na świecie, zjednoczyła nas nagle, wznosząc na nowy poziom świadomości. Wiedząc, że możemy wysadzić planetę pięćdziesiąt lub pięćset razy, pojmujemy w końcu, że być może wszyscy jesteśmy tu teraz razem. przez jakiś czas musieli odpalać bomby, by nam to uświadomić. Wtedy zaczęliśmy mówić: "już tego nie potrzebujemy". Teraz żyjemy w świecie bezpieczniejszym niż kiedykolwiek wcześniej, a będzie jeszcze bezpieczniejszy. Powróciłem więc z miłością dla odpadów toksycznych, ponieważ one nas zjednoczyły. To takie ważne kwestie. Jak powiedziałby Peter Russel: te problemy przybrały "rozmiar duszy". Czy mamy odpowiedź na miarę duszy? TAK! Wyrąb lasów tropikalnych wkrótce zmniejszy się i za pięćdziesiąt lat będzie tyle drzew, ile od dawna już nie było na naszej planecie. Jeśli interesuje cię ekologia, zajmij się nią; jesteś częścią systemu, który staje się świadomy. Zaangażuj się w to tak mocno, jak tylko możesz, ale nie bądź przygnębiony. To część czegoś większego. Ziemia przechodzi proces oswajania samej siebie. Nigdy już nie będzie tak dzika jak niegdyś. Będą jednak wspaniałe, dzikie, niedostępne miejsca, w których natura przetrwa w swej pierwotnej postaci. Ogrodnictwo i rezerwaty będą ważne w przyszłości. Liczba ludności zbliża się do optymalnego poziomu energetycznego, by wywołać zmianę w świadomości. Ta zmiana zmieni politykę, pieniądze, energię. Co dzieje się, kiedy śnimy? Jesteśmy wielowymiarowymi istotami. Mamy dostęp do innych wymiarów poprzez świadomy sen. W rzeczywistości ten Wszechświat jest snem Boga. Jedną z rzeczy, o których się przekonałem, było to, że jesteśmy punkcikiem na planecie, która jest punkcikiem w galaktyce, która też jest punkcikiem. Istnieją wielkie systemy, a my jesteśmy czymś w rodzaju przeciętnego systemu. Ale istoty ludzkie już stały się legendą w całym kosmosie świadomości. Niewielka, chaotyczna istota ludzka z Ziemi/Gai stała się legendarna. Jedną z rzeczy, dzięki którym przeszliśmy do legendy, są sny. Jesteśmy Legendarnymi Śniącymi. W rzeczywistości cały kosmos poszukuje sensu życia, znaczenia wszystkiego. A to właśnie ta niewielka istota, która śni, znalazła najlepszą odpowiedź. Wyśniliśmy ją. Sny są więc ważne. Po śmierci i po powrocie, naprawdę szanuję życie i śmierć. Być może dzięki eksperymentom na DNA otwarliśmy wrota do wielkiej tajemnicy. Wkrótce już będziemy mogli żyć w jednym ciele tak długo, jak tylko zapragniemy. Po około 150 latach dusza intuicyjnie wyczuje, że czas na zmianę kanału. Życie wieczne w jednym ciele nie jest tak twórcze jak reinkarnacja, jak transfer energetyczny w tym fantastycznym wirze energii, w którym jesteśmy. Ujrzymy mądrość życia i śmierci i spodoba nam się to. Żyjemy od zawsze, tak jak teraz. Ciało, w którym obecnie jesteście, żyje od zawsze. Pochodzi od wiecznego strumienia życia, powraca do Wielkiego Wybuchu i poza niego. To ciało daje życie następnemu życiu, w gęstej i subtelnej energii. To ciało istnieje już od zawsze.

Objaśnienia do tekstu:
* W fizyce uderzenia dźwiękowe to zjawisko, które pojawia się przy przekraczaniu prędkości dźwięku.
** Rodzaj cząstek elementarnych.
*** Nanosekunda - 1 ns = 0,000000001s; milisekunda - 1ms = 0,001s". źródło- tekst od kolegi. 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Poziomy świadomości

1. Poziom pierwszy - POTRZEBA BEZPIECZEŃSTWA

Pierwszą fazą rozwoju świadomości jest zagwarantowanie możliwości przeżycia. Człowiek funkcjonujący na tym poziomie troszczy się wyłącznie o sferę swojej własnej materialnej egzystencji. Dominującymi elementami życia są schronienie, pokarm, pieniądze (zdobywane za wszelką cenę, bez weryfikowania swoich potrzeb - zarabianie dla samego gromadzenia pieniędzy, brak umiejętności korzystania z własnych zasobów, małżeństwo dla posagu), seks (widziany jako możliwość utrzymania zdobyczy swojego życia "w rodzinie" - stąd konieczność posiadania potomstwa), czas ("nie ma czasu na przyjemności, muszę pracować", "czas ucieka", "życie jest ciężkie i nie będzie inne", "trzeba się zabezpieczyć na starość"). Świadomość na tym poziomie nie zauważa innego człowieka - ludzie traktowani są jako przedmioty, dzięki którym możliwe jest realizowanie własnych celów. Podstawowym zachowaniem jest tu lęk i reakcje oparte na lęku (agresja, niechęć, krytykanctwo). Funkcjonowanie na tym poziomie zostaje wyzwolone w takich sytuacjach, gdy otaczające człowieka warunki nie odpowiadają jego wizji poczucia bezpieczeństwa. "Zapychanie" swojego życia przedmiotami i gromadzenie zapasów jest współczesną formą budowania barykady wokół własnego terytorium, zaś "napychanie" umysłu teoriami, doktrynami, dogmatami i fundamentalistycznymi ideologiami ma za zadanie podtrzymać nieświadome funkcjonowanie na tym poziomie. Pewne moce umysłu (żonglowanie terminami, mechaniczna, fotograficzna pamięć, dyskusje, w których zawsze wygrywa głos człowieka pierwszego poziomu "bo tak jest", "bo tradycja jest taka i trzeba jej przestrzegać") wzmacniają neurotyczne zachowania na tym etapie życia. Umysł opętany potrzebą zapewnienia sobie bezpieczeństwa w każdej sytuacji potrafi kierować swoim właścicielem nawet poza granice tolerancji jego ciała - brak poszanowania dla innych sfer własnego życia (emocje, zdrowie fizyczne, regeneracja organizmu, upiększanie otoczenia) prowadzi do takich patologii jak samoumartwianie się (asceza) i odmawianie sobie możliwości własnego rozwoju ("nie wyjadę ze wsi, bo tu żyli moi rodzice, dziadowie i pradziadowie"). Na pierwszym poziomie istnienia wszystko jest czarne lub białe, umysł nie postrzega stopni szarości, nie mówiąc już o barwach życia. Istotne są tu zachowania w stylu "z nami albo przeciw nam". Fanatyczna wiara i doktrynalność religijna też mogą stanowić domenę pierwszego poziomu egzystencji (święta inkwizycja, święte wojny). Na tym poziomie rozumienia świata nawet cień wątpliwości i odmienność zdania przyjmowane są jako zagrożenie własnego istnienia. Człowiek goniący za poczuciem bezpieczeństwa nigdy nie ma "dość" - dość pieniędzy, dość sławy, dość pracy, dość własnych problemów. Motywacją do życia jest chęć nasycenia się, ale chęć ta nie może być zaspokojona, gdyż jest skutkiem psychicznego poczucia braku, nie obiektywnej oceny warunków zewnętrznych. Innymi słowy - mówiąc, że "nigdy nie mam dość pieniędzy", prowokujesz sytuacje wzmacniające tę myśl, potwierdzające ją i ułatwiające przyjęcie jej za prawo rządzące życiem wszystkich ludzi, pomimo widzenia ludzi bogatych, dla których pieniądz jako taki dawno już przestał być obiektem zainteresowania za wszelką cenę. Neurotyczne reakcje lękowe prowokują dwa podstawowe zachowania w człowieku funkcjonującym na pierwszym poziomie - walkę lub ucieczkę. Niemożliwe jest współdziałanie, niemożliwa jest tolerancja i akceptowanie tego, że ktoś inny może mieć inny styl życia, inną hierarchię wartości, czy inne upodobania. Hasłem na życie jest słowo "muszę", głównie w odniesieniu do siebie, ale także jako sposób na tworzenie sobie otoczenia wspierającego model "muszę" (rozkazy, przysięgi, przyrzeczenia, ślubowania, dyscyplina, dryl wojskowy, grupa jest ważniejsza od jednostki). Umysł bazujący na pierwszym poziomie egzystencji nie jest w stanie znajdować się w teraźniejszości, jest całkowicie zorientowany na przyszłość, i to w taki sposób, że przyszłość staje się dla niego brzemieniem.
Zamartwianie się o tragiczne efekty w przyszłości, unikanie bólu i rozczarowania w przyszłości poprzez odmawianie sobie wchodzenia w interakcje w teraźniejszości (na przykład zablokowane zaangażowanie emocjonalne i uczuciowe) determinują wszystkie aspekty życia. Przeszłość widziana jest jako uzasadnienie lękania się przyszłości - "bo kiedyś tak było, to i jutro może się zdarzyć". Na pierwszym poziomie świadomości nie istnieje pojęcie "wolności", życie jest przymusem, umysł biernie akceptuje wszystkie warunki, w jakich przychodzi mu funkcjonować. Niemożliwe jest kojarzenie faktów z różnych dziedzin życia, brak umiejętności krytycznej analizy swojego życia i działań innych ludzi. Ogromnym zagrożeniem jest słowo "zmiana", "zmieniać się". Cechą charakterystyczną dla życia na poziomie przetrwania jest ciągłość - robienie czegoś dlatego, że należy kontynuować sprawy rozpoczęte i za wszelką cenę doprowadzać je do końca - ale końca ustanawianego przez innych ludzi, systemy lub ideologie. Uczuciem dominującym na pierwszym poziomie świadomości jest osamotnienie. Z powodu lęku i ciągłego poczucia zagrożenia niemożliwe jest emocjonalne zbliżenie z innymi ludźmi, bez względu na ich płeć. Kobieta dla mężczyzny staje się zagrożeniem, bo (jeśli będzie żyć dłużej od niego) może majątek gromadzony przez cale życie dać swojemu następnemu partnerowi. Kontakt z dziećmi ogranicza się do nakazowego tresowania, niedopuszczania dzieci do zbliżenia, gdyż dziecko swoją elastycznością, zmiennością i płynnością przechodzenia z jednego stanu emocjonalnego w inny pokazuje jak bardzo niszczące jest funkcjonowanie na pierwszym poziomie wierności swojemu wyimaginowanemu poczuciu braku bezpieczeństwa. Narzekanie i przewidywanie nieszczęśliwego biegu wydarzeń, tworzenie przepowiedni wielkich kryzysów, wzmacnianie lęku w innych poprzez "uświadamianie" im jak niebezpiecznym środowiskiem dla człowieka jest ten świat - to podstawowe działanie intelektualne tej fazy rozwoju. "Co by było gdyby..." - najwspanialsza rozrywka dla uwięzionego na poziomie kompulsywnego dążenia do zaspokojenia poczucia bezpieczeństwa. Zmęczenie fizyczne jest tu bardzo intensywne - sen ponad dziesięć godzin na dobę nie powoduje regeneracji organizmu i człowiek nadal twierdzi, że jest zmęczony. Równocześnie możliwe jest na tym poziomie zaborcze korzystanie z własnych pokładów energii poprzez kilkudobowe pracowanie bez wytchnienia i nawet bez spoczynku - po to, aby potem spać "jak zabity" lub popadać w dolegliwości fizjologiczne. Wykroczenie poza pierwszy poziom egzystencji możliwe jest poprzez zrozumienie i egzystencjalne doświadczenie tego, że poczucie braku bezpieczeństwa tworzone jest w obrębie własnego umysłu. Pokarmem dla poziomu egzystencji jest tresura, jakiej doznaliśmy w wieku dziecięcym i szkolnym od dorosłych i postaci autorytatywnych, którzy sami byli uzależnieni od lęku i zagrożenia. Proces uczenia się społeczeństwo opiera na bezkrytycznym przyjmowaniu "na wiarę" wszystkiego tego, co mówią nauczyciele - od matematyki, poprzez geografię, po filozofię i religię. W tym procesie dziecko utrzymywane jest w poczuciu własnej mniejszej wartości - Jak dorośniesz, to zrozumiesz, że tak jest", "jesteś za młody, żeby ze mną dyskutować", "Ja już mam tyle lat, tyle cierpienia doznałam, że wiem co to znaczy, a ty, co ty możesz powiedzieć o życiu?" Inną drogą wyjścia ponad pierwszy poziom jest obserwacja kiedy i w jakich okolicznościach własne lęki są faktycznym efektem działania czynników zewnętrznych, a gdy są jedynie mentalną interpretacją własnych potrzeb psychopatologicznych. Świadome wchodzenie w sytuacje zagrożenia (tak je interpretujemy) i obserwacja źródła, z którego powstaje lęk i neurotyczne zachowania służące jego podtrzymaniu - to jeszcze inna metoda wyjścia do poziomu większej energii twórczej. Wszystkie te zachowania i metody wyjścia poza pierwszy poziom egzystencji mogą zostać tak skutecznie zintegrowane w nieświadomości, że zamiast wędrowania w kierunku zmieniania swojego życia na bogatsze i dające większe poczucie spełnienia nastąpi oswojenie z lękiem i zaakceptowanie jego nieuchronnej obecności w życiu. Najemnicy, kierowcy rajdowi, kaskaderzy, alpiniści - to przykłady takiej właśnie integracji lęku, że zostaje on zaakceptowany jako "towarzysz" życia. I choć nie jest to uwolnienie od uzależnienia pierwszego poziomu, stanowi duży krok naprzód w ewolucji, gdyż umożliwia względnie trzeźwe podejmowanie decyzji w sytuacjach wymagających szybkiego działania, gdy emocje i słabostki mogłyby okazać się przeszkodą.

2. Poziom drugi - POTRZEBA SILNYCH DOZNAŃ 


Niezaspokojone poczucie bezpieczeństwa gwarantuje pozostawanie na pierwszym poziomie - uzależnienia od wydarzeń i emocji, które źródło mają w psychice człowieka je przeżywającego. Pierwsze oznaki poczucia bezpieczeństwa sprawiają, że gonitwa za bezpieczeństwem nie daje satysfakcji. Okazuje się teraz, że aranżowanie określonych sytuacji i manipulowanie ludźmi dla dostarczenia sobie przyjemnych doznań umożliwiają ciągłą zmienność życia i zaspokajają potrzebę odczuwania, że życie jest interesujące. Ta potrzeba jest skutkiem dominujących cech psychicznych na drugim poziomie egzystowania - nudy, frustracji, rozczarowania, niezrozumienia. Psychologiczna pogoń za bezpieczeństwem okazała się na tyle frustrująca (zwłaszcza po uświadomieniu sobie jej próżności), że dla ukojenia ego potrzebne są teraz przyjemne przeżycia, które ułatwią stłumienie kompleksów z poprzednich dni i zapomnienie. Przyjemności czerpane raz po raz z takich samych sytuacji dają tę możliwość. O ile na poziomie przetrwania ważna była ciągłość doznań, teraz naczelnym motywem jest powtarzanie. Głód przyjemnych doznań najlepiej uwidacznia się w relacjach seksualnych - powtarzanych wiele razy, za każdym razem dających pewne przyjemne odczucia, ale w końcu i tak prowadzących do znudzenia (o ile świadomość nie potrafi przemienić tej energii w wyższe sfery istnienia). "Więcej" i "przyjemniej" - oto hasła tego poziomu świadomości. Postrzeganie świata wciąż jest fragmentaryczne, ale w tym widzeniu po raz pierwszy zauważany jest inny człowiek. Nadal funkcjonuje to na zasadzie przedmiotowego wykorzystywania innych ludzi do zaspokajania własnych potrzeb, tyle, że teraz jest ono już ze zrozumieniem, że ludzie są potrzebni. Alienacja ze świata, jaskrawa na poziomie przetrwania, znacząco się zmniejsza. Typowym przykładem drugiego poziomu jest amant - playboy, człowiek uganiający się za kobietami dla samego ich zdobycia i dostarczenia sobie przyjemności w relacji z nimi. Po poznaniu nowej zdobyczy okazuje się jednak, że jest ona taka sama jak wszystkie inne (w rozumieniu tego człowieka), zostaje więc porzucona i podboje trzeba ponowić. Podobna relacja występuje w wieku młodzieńczym, gdy pogoń za osobami innej płci jest interesującą zabawą, brak jest tylko pewnego jej efektu, który dawałby satysfakcję wynikającą ze zrozumienia czemu to wszystko służy. Gdzieś w głębi czai się odczucie niepełności takich doznań, bazujące na płytkości relacji, w których inny człowiek traktowany jest przedmiotowo. Wiesz, że coś w tym zachowaniu jest nie w porządku, ale nie potrafisz tego wychwycić i zmienić. Nawet ciągła adoracja i nadzwyczaj przyjemne doznania nie mogą zmniejszyć wrażenia, że życie jest płytkie i bezsensowne. Jest to pierwszy sygnał w rozwoju świadomości, który popycha człowieka do poszukiwania innego człowieka i porozumienia z nim. Gdy kontakt ten zostanie nawiązany i partner/ partnerka będą przyjmowani jako żywe, zmieniające się osoby o własnym, indywidualnym wnętrzu i odrębnym życiu zewnętrznym, dominujące zachowania poprzednich poziomów egzystencji mogą nadal być kultywowane - teraz przynosić będą one satysfakcję i spełnienie. Uzależnienie od narkotyków, telewizji, smacznych potraw, posiadania i jeżdżenia samochodem odpowiedniej klasy, przebywania w odpowiednim środowisku przyrodniczym, muzyki, doznań z praktyk medytacyjnych i odczuć religijnych - to niektóre przykłady funkcjonowania na tym poziomie. Intensywność i inność tych przeżyć jest tak wielka w porównaniu z martwą szarością pierwszego poziomu istnienia, że łatwe jest utknięcie na tym etapie życia wewnętrznego. Orientacja na przyszłość widoczna w pierwszym okresie życia jako skutek lęku przed nieoczekiwanym przebiegiem wydarzeń, zmienia się bardzo subtelnie. Psychika wciąż jest zwrócona ku przyszłości, ale teraz "kombinuje" co zrobić, by ukształtować życie wokół centralnego motywu przyjemności. Niezaspokojenie tych potrzeb prowokuje rozczarowania i znużenie, gdyż nadal potrzeby są silniejsze od osoby ich doznającej. Z chwilą, gdy człowiek taki przestanie być uzależniony od swoich własnych potrzeb, gdy zamiast biernie im ulegać, będzie mógł dokonywać wyboru pomiędzy nimi, funkcjonowanie na drugim poziomie zacznie się dopełniać. Człowiek drugiego poziomu dysponuje znacznie większym potencjałem energetycznym, niż na pierwszym poziomie. Otacza się też większą liczbą osób, a w jego życiu zmienność i różnorodność sytuacji jest bardzo znacząca. Głównym motywem funkcjonowania fizjologicznego jest seks, intelektualnego - sztuka (muzyka, teatr, malarstwo), materialnego - przedmioty codziennego użytku (samochód, wystrój mieszkania, ogród) wszystkie widziane jako sposób na wyróżnienie się pośród sąsiadów, zaakcentowanie swojej indywidualności, zwrócenie na siebie uwagi (akcentowanie swojego ego). Działanie to ma przyciągnąć innych ludzi, którzy potwierdzą swoim zachowaniem, że życie jest czymś przyjemnym - o ile będziemy ciągle gonili za doznawaniem przyjemności. Ciekawa jest przemiana dominującego uczucia, jaka nastąpiła po przejściu na poziom doznań. Lęk ustąpił miejsca poszukiwaniu przyjemności. Człowiek drugiego poziomu istnienia jest pokojowo nastawiony do świata, jego zachowanie jest biegunową przeciwnością pierwszego etapu życia. Dopiero frustracja wynikła z niemożności doznawania przyjemności, spełnienia, na tym etapie spowoduje uczucia agresji i przemocy, które rozkwitną na trzecim poziomie funkcjonowania. Jeżeli zablokowane jest wyrażanie przyjemności, człowiek drugiego poziomu będzie próbował aranżować sytuacje negatywnych intensywnych odczuć. Ludzie uzależnieni od szukania silnych wrażeń namiętnie oglądają horrory - w kinie i w życiu, systematycznie prowokują agresję w innych, wszczynają sprzeczki i kłótnie, znajdują się w sytuacjach, gdzie niemożliwe jest zaspokajanie ich potrzeb. Doskonałym przykładem zachowań drugiego poziomu są modne seriale - tasiemce, w każdym odcinku pokazujące te same sytuacje, z życia tych samych ludzi, prowadzące do takiego samego niespełnienia (np. "Isaura", "Dynastia", "Krokodylanka"). Perwersyjną formą tego poziomu jest szczycenie się doznawanym przez siebie niespełnieniem i znużeniem, ochocze zanurzanie się w poczuciu pustoty życia. Wykroczenie poza drugi poziom egzystencji możliwy jest przez zmianę orientacji w życiu - zamiast szukać więcej ilościowo, szukaj więcej jakościowo. Zamiast podróży w różnych kierunkach geograficznych - podróż do wnętrza siebie, w głąb. Inną formą umożliwiającą wyjście z tego poziomu jest pogłębianie relacji międzyludzkich i szukanie tego, co nas łączy z innymi ludźmi wtedy, gdy nie musimy dostarczać sobie przyjemności, aby trwać
dalej razem. 

3. Poziom trzeci - POTRZEBA DOMINOWANIA


Motyw braku, obecny na dwóch pierwszych poziomach, jest widoczny także i tu. Poczucie niedostatku materialnego zostało już usunięte, poczucie niedoboru przyjemności też nie doprowadziło do uzyskania spełnienia, świadomość zmienia więc kierunek poszukiwań. Teraz jej obiektem będzie zwiększanie własnego prestiżu w świecie, gonitwa za dominacją nad innymi ludźmi, pomnażanie bogactwa materialnego (które jest widziane jako sposób na stworzenie sobie takiego otoczenia, które zaspokoi wszystkie potrzeby oczekującego - rzecz jasna, za pieniądze lub pochlebstwa). Ego ujawnia się tutaj w najlepiej znanej postaci - dumy, arogancji, opryskliwości wobec ludzi, którzy odważają się preferować inne wartości, i z którymi niemożliwe jest nawiązanie kontaktu na wspólnej płaszczyźnie finansowego dominowania i wyzysku. Chęć manipulowania ludźmi i sytuacjami podporządkowana jest celowi utylitarnemu - stworzeniu grupy ludzi, wśród których dany człowiek jest najlepszy, jest ich liderem. Po raz pierwszy w rozwoju świadomości następuje nawiązanie relacji międzyludzkich na szerszą skalę. Relacje te oparte są jednak na lęku i poczuciu zagrożenia, stąd potrzeba dominowania nad otoczeniem. Hasłem na życie staje się "konkurować" - być coraz lepszym, większym, silniejszym, bardziej wpływowym, mającym pod sobą większą liczbę wiernych. Dbanie o własny prestiż sięga zenitu - im lepszy wizerunek własny zostanie zaprezentowany na zewnątrz, tym więcej ludzi zyska wrażenie, że dany człowiek jest kimś wartościowym, godnym zaufania, posłuchania. Wygląd zewnętrzny ma zagwarantować łatwiejsze manipulowanie ludźmi. Człowiek trzeciego poziomu egzystencji nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że fałszywy, naciągany, przesadzony jego wizerunek spotyka się automatycznie z równie zaostrzoną krytyką ludzi na niego patrzących - i co u zwykłego człowieka jest tylko potknięciem, u niego ludzie widzą jako winę i skazę nie do wyczyszczenia. Uczuciami sterującymi człowiekiem poziomu władzy jest agresja w różnych formach - złości, niechęci, krytykanctwa, rozdrażnienia, wrogości, obmowy, żalu. Uczucie to jest niezbędne, ponieważ w głębi siebie człowiek ten wie, że próbuje w życiu pokazać się takim, jakim naprawdę nie jest nawet w odrobinie i ciągle musi pilnować, aby ktoś tego nie odkrył. Dlatego tworzy bardzo wysokie wymagania wobec innych - wymagania, którym nikt nie jest w stanie sprostać, a z tego powodu powstanie w każdym poczucie winy, które zahamuje popęd do zniesienia dominacji innych ludzi - samego siebie z założenia stawiając poza nimi. Trzeci poziom egzystencji to fundament istnienia wielkich struktur politycznych, religijnych, gospodarczych, finansowych, społecznych. Dla ukrycia wewnętrznych niezgodności systemu tworzy się mnóstwo zawiłości formalnych i ideologicznych, podpierając je symboliką (flagi, hymny, mity ukazujące historię, hasła, górnolotne przysięgi, zobowiązania podejmowane w oparciu o poświęcenie czegoś z własnego życia), tak liczną i tak bogato ozdabiającą życie, że nie starcza czasu, przestrzeni i inteligencji, by je analizować z dystansem i rezerwą. Ważnym elementem gry o władzę staje się wiedza - hierarchia tytułów i ilości liter przed nazwiskiem, tworzenie warunków dla "plebsu", którym nie jest on w stanie sprostać, ponieważ bazują na wykształceniu dostępnym jedynie elicie. To formalne wykształcenie nie bierze pod uwagę indywidualnych zdolności i możliwości człowieka - amatora. aby być kimś w danej sferze życia. Trzeba mieć tytuł autorytatywnej uczelni lub podpis kogoś powszechnie akceptowanego, zaś własne osiągnięcia w ogóle nie są brane pod uwagę. Każdą sferę istnienia można wykorzystać jako poligon do ćwiczenia swojego ego i powiększania dominacji. Najbardziej brutalnym elementem tego oddziaływania jest wychowywanie dzieci - muszą one dopasować się do wizji świata i relacji między ludźmi, jakie narzucają im dorośli. Indywidualność jest w dziecku zabijana odpowiednimi metodami wychowawczymi, systemem kar i nagród, strukturą szkolną i wszelką edukacją, w której dziecko otrzymuje gotowe odpowiedzi na pytania, nie mając możliwości samemu eksplorować świata i znajdować własnych rozwiązań. Życie seksualne może być bardzo dogodną sferą realizowania swej potrzeby dominacji. Szukanie partnerki czy partnera trudnych do zdobycia i stawianie sobie na celu zdobycie tej osoby, a nie współistnienie z nią - to typowe zachowanie tego rodzaju. Układy matriarchalne i patriarchalne wzmocnione tradycją i historią klanu, powielanie jakiegoś modelu rodziny jako zasadniczego ogniwa, nie podlegającego krytyce, nie mogącego ulegać modyfikacjom - wzmacnia poczucie zależności od grupy i złudnego bezpieczeństwa w grupie. Życie na trzecim poziomie może przynieść wiele oznak sukcesu zewnętrznego, posłuchu wśród ludzi (tylko słabszych - gdyż silniejsi żyją własną indywidualnością), a życie prywatne zwykle szwankuje. Człowiek tego pokroju nie potrafi porozumieć się z otoczeniem - jedyną znaną mu formą relacji, która gwarantuje mu bezpieczeństwo, jest dyktatura i nakazowe sprawowanie władzy. Efekt jest taki, że ludzie preferujący ten styl życia usychają z braku uczuć w swym życiu. Nie mogąc przyznać się, że pragną zbliżenia emocjonalnego (jest ono niemożliwe, bo w każdej relacji otwartej, opartej na serdeczności, automatycznie następuje otwarcie się i pokazanie swojej słabej, żeńskiej strony), zapadają na zdrowiu, przez co nareszcie mogą w usprawiedliwionych okolicznościach korzystać z tego, co mogą im dać inni ludzie. Kultywowanie relacji dualistycznych: uczeń - nauczyciel, rodzic - dziecko, szef - podwładny, wzmacnia ten poziom istnienia. Eliminowanie sztucznych podziałów i zrozumienie, że takie podziały nie mogą dać spełnienia jeśli są narzucone z zewnątrz, to jeden ze sposobów wykroczenia poza świadomość istniejącą na tym poziomie. Dominacja może być propagowana w sposób oczywisty: nakazami, podniesionym głosem, karami za niesubordynację, groźbami - ale może też być wprowadzana subtelniejszymi środkami, jak: bardzo wyciszony głos, delikatne zmiany postawy ciała, wmanipulowywanie ludzi w podejmowanie decyzji tak, jakby były to ich własne wybory (przykładem są tu ankiety socjologiczne), okazywanie akceptacji lub jej braku, formy kontaktu społecznego (podawanie ręki wybranym osobom). Podstawą relacji na tym poziomie, podobnie do poprzednich, jest poczucie, że świat jest miejscem pustym, gdzie samotność jest tak dokuczliwym stanem, że trzeba go przytłumić jakąkolwiek aktywnością. Własne terytorium jest bardzo silnie akcentowane na trzecim poziomie egzystowania, a jego obrona pochłania znaczną część energii człowieka. Teren ten może mieć charakter: geograficzny (mieszkanie, miasto, kraj, sfera kontaktu osobistego), mentalny (wiedza - opieranie się na bardziej autorytatywnych źródłach, relacje międzyludzkie - znajomości z "wielkimi" tego świata), uczuciowy (chełpienie się, że tylko miłość - wolność, religia, duma, uczciwość, pokora - taka, jaką ja znam, jest prawdziwa). Wspiera się to okazywaniem własnej siły, zazwyczaj fizycznej (defilady wojskowe, zawody sportowe). Człowiek żyjący w świadomości własnej słabości (potrzeba władzy) jako główny motyw swego życia widzi walkę prowadzącą do zniszczenia lub podporządkowania innych modeli życia. Niemożliwe jest tolerowanie odmiennych poglądów, walorów, układów, systemów, form istnienia. Bardzo efektywnym sposobem wyjścia ponad ten poziom egzystencji jest przemiana nastawienia do ludzi z konkurowania na współdziałanie. Próba zrozumienia, dlaczego ktoś kieruje się innymi wyznacznikami jakości życia to inna metoda na przeniesienie energii ku wyższym płaszczyznom istnienia. Trzy pierwsze formy szukania spełnienia w życiu oparte są na własnej wewnętrznej interpretacji tego, co jest potrzebne do uzyskania szczęścia - bez: słuchania odzewu ze strony otoczenia, bez brania pod uwagę możliwości korzystania z doświadczeń innych ludzi, bez uznawania możliwości zmieniania swego zachowania w miarę otrzymywania sygnałów o efektywności lub bezsensie działania w dany sposób. Poziom: pierwszy - to życie w samotności z wyboru, drugi - to dopuszczanie do siebie określonych osób dla zaspokojenia własnej przyjemności, trzeci - to otaczanie się jak największą liczbą osób idących w tym samym kierunku. Ilościowa zmiana grona znajomych i bliskich jest widoczna. We wszystkich tych relacjach istotne jest jednak nie to, co możemy sobie nawzajem dać, ważne jest tylko to, że inni ludzie służą zaspokojeniu własnych potrzeb - traktowani są przedmiotowo. Otwarcie serca, które stanowi pomost do czwartego poziomu egzystowania, jest pierwszym przebłyskiem współistnienia z innymi ludźmi widzianymi jako żywe, pełne indywidualności istoty.


 4. Poziom czwarty - UCZUCIE


Kontrowanie i walka, powszechne na trzech pierwszych poziomach, ustępują miejsca harmonijnemu współdziałaniu i akceptacji. Nadal występuje ocenianie, ale nie budzi ono już uczucia zagrożenia, a co najwyżej ciekawość i zdumienie - o, tak też można. Uzależnienie od pierwszych trzech potrzeb psychologicznych zobaczone zostaje wreszcie na tyle jaskrawo, że możliwe staje się wyjście poza ograniczenia życia na odpowiednich dla nich płaszczyznach. Poszukiwanie bezpieczeństwa może okazać się złudne, bo wystarczy odrobina wyobraźni, żeby znaleźć coś jeszcze, co może zrujnować tak troskliwie pielęgnowane "szczęście". Pogoń za przyjemnościami też nie da spełnienia, bo jak długo można gonić wciąż za tymi samymi przyjemnościami? Znużenie powodowane przez to uzależnienie wcale nie jest rozwiązane urozmaiceniami wprowadzanymi do własnego życia, gdyż te z kolei tworzą coraz większą sieć uzależnień i kombinacji możliwych wydarzeń, nad którymi nie mamy kontroli - i następuje powrót do pierwszego poziomu egzystencji. Egzekwowanie władzy nie daje zaspokojenia, gdyż prowadzi do wzbudzenia podobnych działań ze strony innych ludzi, co nie tylko przemienia się w rutynową walkę i zmagania (powtarzalność i nuda drugiego poziomu), ale dodatkowo wzmacnia zagrożenie własnej pozycji w życiu (pierwszy poziom). I tak zamiast dawać uwolnienie, zanurzanie się w działania poszczególnych poziomów powoduje dalsze wikłanie się i pogłębianie konfliktów. W mistyce wschodu ten ciąg reakcji nazwano kołem życia i śmierci. Wyjście poza niego możliwe jest dopiero od poziomu serca, poziomu otwarcia się na doznawanie uczuciowego połączenia z innymi ludźmi. Uczucie zwykle kojarzone z poziomem serca to miłość. Skojarzenie to jest jednak za wczesne - na tym poziomie możliwa jest tylko akceptacja, gdyż nadal widoczne jest rozdzielenie, nadal empatia nie następuje w pełni złączenia. Pełne wykroczenie poza uzależnienia pierwszych trzech sfer daje rozkwit serca do poziomu bezwarunkowej akceptacji, samoistnego odnajdywania się w wydarzeniach tu i teraz. Wtedy uznany zostaje bieg wydarzeń taki, jaki ma miejsce, uczucia rozwijają się w sposób właściwy do sytuacji - możliwe jest przytulenie, ale też i złość i agresja, o ile wymaga tego dobro danej sytuacji, a nie gierki własnych kompleksów i akcentowanie ego. Na poziomie uczucia każdy człowiek postrzegany jest jako zbiór rozmaitych, różnorodnych cech osobowości - jest inny, i ta inność nie budzi lęku. Powstaje chęć poznawania ludzi i zbliżania się do nich - różnorodność życia staje się pierwszym przebłyskiem możliwości spełnienia. Umysłowa gonitwa myślowa ustępuje miejsca uleganiu zmienności sytuacji i chęci doznawania różnych uczuć, różnych sytuacji. Uniezależnienie od potrzeb pierwszych trzech poziomów sprawia, że pojawiają się wglądy we własne istnienie - dostrzeganie własnych wad, ale i możliwości zmiany tych zachowań. Zaczyna rozwijać się własna indywidualność i dążenie do realizacji własnych potrzeb, nie dlatego, że czynią one człowieka innym, lepszym, bezpieczniejszym czy potężniejszym, ale dlatego, że wnoszą nowe doświadczenia do życia. Poziom uczucia daje wspaniałe wrażenie bliskości z innymi ludźmi, ale nadal możliwe są chwile (krótsze lub dłuższe) bycia zdominowanym przez psychologiczne potrzeby niedoboru. Powroty do stanów emocjonalnych poprzednich poziomów egzystencji będą się dziać aż do szóstego poziomu egzystencji, który jest pierwszym stałym etapem życia. Przy spadaniu z poziomu uczucia do poprzednich trzech poziomów zauważana jest ogromna różnica jakościowa istnienia - czego nie było wcześniej. Dopiero przy otwartym sercu możliwe jest w miarę bezstronne ocenienie swych uzależnień, lęków i neurotycznych zachowań sterujących całym wcześniejszym życiem. Nowi ludzie w najbliższym otoczeniu są już mile widziani, gdyż dają urozmaicenie, wnoszą coś nowego. Na następnym etapie rozwoju świadomości będzie to postrzegane jako okazja do wzbogacenia i poszerzenia swojego życia i sfery własnych interakcji z ludźmi. Od poziomu serca umysł zaczyna coraz bardziej zwracać uwagę na elementy wspólne z innymi ludźmi, na to, co łączy, a nie dzieli - skutkiem czego ginie poczucie zagrożenia, znika lęk i separowanie się od otoczenia. Otoczenie reaguje na to podobnymi zachowaniami, co daje wzajemne poczucie satysfakcji z kontaktów międzyludzkich. W obecności człowieka funkcjonującego na czwartym poziomie ludzie czują się lżej, spokojniej, są bardziej zrelaksowani - nawet jeśli sami bazują nadal na którymś z trzech wcześniejszych poziomów. Od momentu przełamania bariery czwartego poziomu coraz rzadziej zdarzają się choroby i coraz mniej jest sytuacji konfliktowych w życiu - po prostu wycofujesz się z sytuacji, które zamiast harmonii wnoszą walkę. Odczuwasz, że nie jest to, co dawałoby ci zadowolenie. Wolisz zrezygnować niż walczyć za wszelką cenę o swoją zdobycz. Z tego powodu istnienie na etapie uczucia jest bardzo istotne - jest to okres tak głębokiej przemiany świadomości, że bardzo łatwe jest zniszczenie świeżego powiewu, spłynięcie energii do niższych ośrodków. W okresie tym zdarzają się momenty szczególnego uwrażliwienia, otwarcia psychiki, w czasie którego dominują negatywne stany i uczucia. Aby rozwój świadomości postępował we właściwy sposób, dając zadowolenie i poczucie radości, potrzebna może być obecność kogoś, kto sam wyszedł już poza poziom uczucia. Porada, sugestia, czasem sama obecność, pomagają utrzymać właściwy kierunek zmian. Zmysłem, który szczególnie łatwo rozwija się na tym etapie, jest dotyk - przynosi przyjemność i zadowolenie, daje poczucie bliskości, tak długo poszukiwane na pierwszych poziomach funkcjonowania. Analogicznie rozwija się wzrok - jest to jakby dotyk przenoszony na odległość. Oba te zmysły mogą zupełnie zmienić jakość życia seksualnego - kontakt fizyczny traci charakter prokreacyjny (poziom przetrwania), lubieżny (poziom doznań) lub władczy (poziom władzy), daje czystą przyjemność wynikającą ze zbliżenia lub nawet tylko widoku (akty). Nie występuje tu, po raz pierwszy, konieczność odreagowania powstałych uczuć - wzajemne porozumienie partnerów stanowi podstawę, na której tworzone jest życie intymne. I takie ono jest - intymne, gdyż świadomość nie jest jeszcze rozwinięta na tyle, by móc czuć się bezpiecznie z otwarciem na obfitość i różnorodność relacji z ludźmi. Rozdźwięk między życiem "z głowy" i życiem "z serca" polega na tym, że pierwsze trzy etapy istnienia opierały się na mentalnej interpretacji własnych kompleksów i niezaspokojonych potrzeb, bez weryfikowania ich z sygnałami z otoczenia. Serce otwiera możliwość kontaktu na poziomie pozamentalnym, gdzie słowa i ideologie są znacznie mniej ważne niż bezpośrednie doświadczenie. Na poziomie uczucia możliwe jest zmienianie się i przyjmowanie sygnałów o cechach swego zachowania nie jak krytykę, ale jako pozytywne wypowiedzi, które są pomocą. Możliwe jest uczenie się na błędach innych ludzi - nie trzeba samemu doświadczać sytuacji trudnych, aby wyciągać z nich wnioski i uczyć się w ten sposób. Odpada egoizm - wykorzystywanie innych do zaspokajania własnych potrzeb. Pojawia się poczucie, że nie można zmieniać innych ludzi, pomagać im, jeśli najpierw sami nie przepracujemy swych uzależnień. Istotnym sposobem budowania lepszego świata jest teraz kształtowanie własnego życia i bycie przykładem tego, że życie może być inne, że można go doświadczać bez wikłania się w zależności i kompleksy. Widzenie własnych dotychczasowych zależności i tego, jak się one przemieniły w początek świadomości, powoduje wyzwolenie współczucia - zrozumienia, że każdy musi przejść własną ścieżkę na swój własny sposób. Ponieważ jest to bardzo wczesny etap rozwoju świadomości, zrozumienie to nie jest czyste, wymaga potwierdzenia, wzmocnienia, co dokonuje się przez adorowanie własnego poziomu świadomości i sugerowanie, że nic ważniejszego i większego nie może już się zdarzyć. Albo inaczej: o miłości i sercu mówią ci, którzy miłością się nie stali, miłości nie znają - znają tylko uwolnienie od uzależnień trzech pierwszych etapów rozwoju. Na poziomie uczucia możliwe jest wreszcie wykorzystanie sytuacji zaistniałych w życiu do swego rozwoju. Oczy otwierają się na tyle, że można dostrzec przesłania poszczególnych wydarzeń i faktów. Efektem jest ogromny wzrost energii i wzrastające otwarcie na otoczenie. Wraz z tym otwarciem następuje także głębsze uwrażliwienie - ludzie z pierwszych trzech poziomów przypominają czołgi, od czwartego poziomu człowiek staje się kwiatem. Praca - dotąd obowiązek i środek przetrwania - staje się źródłem radości i satysfakcji. Z przemianą energii do czwartego poziomu może się wiązać ostra zmiana pracy i miejsca pobytu, także środowiska, w którym do tej pory dany człowiek przebywał. Jest to skutkiem zrozumienia, że nie można otaczać się wpływami, które deharmonizują i niszczą własne wnętrze. Zmianom tego rodzaju towarzyszyć może demonstracyjne okazywanie własnej niezależności i nastrój buntu - skutkiem nieakceptowania zależności na trzech poprzednich poziomach rozumienia świata. Bardzo młoda świadomość na poziomie uczucia może powrócić do dawnych stanów, o ile sytuacja będzie dostatecznie silnie stresująca, na przykład w rozczarowaniu w relacjach z osobami odmiennej płci i przy powtarzającym się odrzucaniu ofert zbliżenia. Ta łatwość powrotu wskazuje jak ważne jest otaczanie się ludźmi na tym samym poziomie, rozumiejącymi odmienność tego stanu, jego delikatność. Od poziomu serca człowiek staje się lustrem dla innych, a przez to nie musi wchodzić w interakcje z ich zachowaniami opartymi na uzależnieniach. Negacje doświadczane w życiu są rozumiane jako odreagowywanie własnych kompleksów, a nie jako atak na danego człowieka. Widocznym staje się fakt, że wcześniej wszyscy ludzie traktowani są przedmiotowo, jako pretekst do zaspokajania swoich potrzeb. W ośrodku serca emanuje podstawowa potrzeba - potrzeba bycia potrzebnym. Dlatego często widać handel uczuciami, jak ma to miejsce w wychowywaniu dzieci - "będę cię kochać, jeśli zrobisz to czy tamto, jeśli będziesz taki..." Potrzeba ta ujawnia się też w postaci służby dla innych, w dawaniu - ale czy masz już to coś, co możesz dawać? Na poziomie uczucia przestają grać rolę nakazy i zakazy - motorem relacji jest potrzeba bliskości i otwarcia. Relacje partnerskie, płynące miłością, mają jeszcze cień zobowiązań i wierności ideałom narzuconym przez otoczenie. Seks przestaje być źródłem ulgi, dominowania i przyjemności, a staje się okazją do wyrażenia swego otwarcia i przyjmowania bliskości drugiego człowieka - i w tej przestrzeni nabiera zupełnie nowego wymiaru. Intymne relacje z otoczeniem, z ludźmi, nie stanowią zagrożenia dla istniejącego związku z jednym konkretnym człowiekiem. Znika poczucie zazdrości i motyw cierpienia w miłości - po co się umartwiać i utrudniać sobie życie, gdy możliwe jest rozkwitanie w zrozumieniu, akceptacji, dzieleniu się sobą i korzystaniu z doznań odczuwanych w towarzystwie wielu różnych ludzi? Totalna wolność dawana partnerce / partnerowi oznacza na poziomie uczucia zrozumienie, że "nie jestem jedynym źródłem poznawania siebie i świata i nie mam prawa odmawiać jej / jemu innych wymiarów życia, których moje indywidualne cechy i mój styl życia nie mogą umożliwić." Zanika rozdział na "ja" i "oni" - świadomość wspólnego celu podróży łączy i umożliwia uczenie się w każdej sytuacji życia. Sytuacje, które stanowią pewne zobowiązania zewnętrzne, niecałkowicie pokrywające się z własnymi potrzebami, zostają wypełnione, czemu towarzyszy praca nad sobą i korzystanie z nich jako źródła poznania siebie. Na wyższych poziomach energii dobierane będą tylko te sytuacje, które są naprawdę spójne z potrzebami osoby ich doznającej. Możliwe staje się oddzielenie obserwowanego człowieka od jego zachowań, a więc akceptowanie każdego człowieka, ale zrozumienie i nie akceptowanie tego, co on robi i jakie ma poglądy. Może to prowadzić do chęci bycia z ludźmi, którzy znajdują się w zupełnie odmiennym miejscu w życiu - dla samej radości bycia wśród nich. Możliwe jest działanie wielowymiarowe, zajmowanie się różnymi sprawami, spotykanie różnych ludzi, ale nie będą to aktywności wymuszone okolicznościami. Współczucie zaczyna być widzeniem sytuacji innego człowieka bez konieczności dołączenia do niego w jego cierpieniu. Wyjście poza czwarty poziom możliwe jest przez zaakceptowanie niepełności swojego doświadczania, pomimo doznawanej satysfakcji i poczucia spełnienia - ma ono taki kształt nie samo w sobie, ale w porównaniu z egzystowaniem na poprzednich poziomach. Jest to pierwszy etap życia, który daje poczucie nasycenia - stąd łatwo na nim utknąć. Świadome otwieranie się na nowe sytuacje życia, nowe relacje międzyludzkie, które już daje wiele radości, może udostępnić dalsze poziomy energii, gdyż każdy człowiek jest w innej przestrzeni indywidualnej. Gdy pojawi się zrozumienie, że świat składa się z sześciu miliardów światów, a ja znam cząstkę doznań, możliwe będzie wyjście na dalszy poziom świadomości. Chęć utrzymania tego, co już osiągnięte, jest barierą, która może skutecznie powstrzymać dalszy rozwój - stąd i metoda pozostawiania tego, co już mamy dla tego większego, co możemy mieć, jako kolejna forma realizowania siebie w przeskoku na piąty poziom świadomości. 


5. Poziom piąty - OBFITOŚĆ


Główną cechą piątego poziomu świadomości jest doznawanie mnogości i złożoności świata. Następuje coraz większe otwieranie się na nowe sytuacje i nowych ludzi, teraz już bez cienia lęku, który mógł występować na poziomie uczucia. Kontakty z ludźmi nabierają nowego wyrazu, stają się okazją do poznawania odrębności i niezależności różnych sposobów postrzegania siebie i świata. Wyjście poza ograniczenia pierwszych trzech ośrodków pozwala na eksplorowanie świata i szukanie nowego i nieznanego. Otwartość i zaniknięcie osądzania według kryteriów jedynie słusznych prawd - to cechy tego poziomu świadomości. Otwartość pozwala również zauważać korzyści z każdej sytuacji, nawet jeśli na pierwszy rzut oka zdaje się być ona niepomyślna. Psychika nabiera ogromnej mocy, przejawiającej się głównie tym, że znika chęć forsowania swoich pomysłów. Życie samo troszczy się o rozwiązywanie sytuacji w jak najlepszy sposób dla wszystkich zainteresowanych stron - często jest to sposób, którego nie można byłoby wymyśleć, a okazuje się on najprostszy i najbardziej efektywny. Znikające ego pozwala teraz tym rozwiązaniom ujawniać się w naszym życiu i manifestować w postaci materialnej. Na poziomie obfitości możliwe jest postrzeganie świata jako ciągu zdarzeń, spraw, które należy wypełniać, bez własnego w nich udziału - jako bierny wykonawca. Relacje międzyludzkie nie są zakłócane osobistymi preferencjami tam, gdzie potrzebne jest działanie. To samo nastawienie (o ile można je nazwać nastawieniem, gdyż pojawia się ono niejako samoistnie) umożliwia też uczenie się siebie na tle innych ludzi i korzystanie z doświadczenia wynikającego z cudzych błędów - sami nie musimy już ich popełniać. Im wyżej unosi się energia i świadomość człowieka, tym bardziej życie jest widziane jako łagodny i harmonijny przebieg wydarzeń. Wraz z tym rozwijają się możliwości lepszego wglądu w siebie, swe zachowania, motywy kierujące własnymi czynami. Możliwa jest ocena, czy naprawdę dane działanie jest tym, czego potrzebuję. Innymi słowy, coraz wyraźniejszy staje się głos wewnętrznego przewodnika. Jasność widzenia własnej roli w życiu, zrozumienie harmonijności nawet najbardziej nieharmonijnych, zdawałoby się, sytuacji, akceptacja zmienności i ewolucji - te czynniki sprawiają, że pojawia się poczucie ogromnego spokoju i radości. W miejscu zobowiązań i obietnic pojawia się zrozumienie, akceptacja i poczucie humoru. Ta przemiana ku otwartości i dzianiu się rzeczy samych z siebie możliwa jest dzięki zmianie nastawienia - z biegania i aranżowania sytuacji w sposób mnie odpowiadający i uznawany przeze mnie za słuszny, na obserwowanie życia i płynięcie w zgodzie z jego prądem, a zarazem wykorzystywanie tego prądu dla realizowania własnych potrzeb w sposób łagodny i spokojny. Znacząco zwiększa się poczucie radowania się wszystkim tym, co się dzieje. Odpadające bloki i zahamowania, znikające emocje i manipulacje, sprawiają, że energia własna organizmu również się podnosi. Wyrazistość widzenia pomaga unikać sytuacji destruktywnych i blokujących własny rozwój. Kontakt z otoczeniem powiększa się aż po zatracenie granic osobowych, granic płci, rasy, kultury czy języka. Poczucie dostatku i obfitości jest dominującym stanem tego poziomu egzystencji - wreszcie czujemy i rozumiemy, że w każdych okolicznościach świat daje nam wszystko, co potrzebne, i zawsze uzyskiwać będziemy to w ilości zaspokajającej własne potrzeby. Świat jest miejscem przyjaznym, dającym komfort i spokój. Każde miejsce, każda sytuacja, każdy człowiek są tym, poprzez co możemy doświadczać tego piękna. Zamknięcie się na poziomie obfitości przychodzi łatwo, gdyż jest to poziom krańcowo odmienny od poprzednich gonitw i neuroz, a ciągłe zaspokajanie wszystkich potrzeb może stać się pułapką samowystarczalności. Ograniczenia tego poziomu są więc trudniejsze do odcyfrowania i pokonania, a głównym z tych motywów jest dalej występujące ocenianie - może już nie innych, ale siebie i własnego rozwoju. Innym elementem, który też hamuje ten postęp jest zastanawianie się nad czasem i tempem własnego postępowania na drodze swego życia. Jeszcze innym motywem jest traktowanie wyznaczników różnych poziomów istnienia jako swego rodzaju standardów, według których mierzymy swój własny rozwój. Albo inaczej - akceptowanie pewnych zewnętrznych okoliczności jako wskazówek tego, co zachodzi wewnątrz. Jest to skutkiem jeszcze względnie świeżego i niepełnego kontaktu z własnymi wewnętrznymi potrzebami, opiniami, wskazówkami. W ten sposób może powstać jeszcze subtelniejsze uzależnienie - tym razem od własnego rozwoju "duchowego" i od tempa jego przebiegu.

6. Poziom szósty - ŚWIADOMOŚĆ


Z poziomu szóstego ośrodka życie widziane jest z pewnego dystansu, przypominając film przewijający się przed oczami obserwatora. Możliwe jest neutralne widzenie, bez emocji, bez ulegania euforii i depresji, różnych zdarzeń życia. Nie ma, po raz pierwszy, żadnego oceniania lub osądzania przebiegu i tempa własnego rozwoju, co daje skutek w postaci niezaklócalnego spokoju. Widzenie własnych zachowań na tle wydarzeń filmu życia umożliwia podejmowanie spokojnych, wyważonych decyzji. Akceptacja przebiegu i zmienności tych wydarzeń w połączeniu ze świadomością słuszności wszystkiego tego, co się dzieje, dają totalną bezkonfliktowość, sprawiają też, że wszystkie wydarzenia i tak przynoszą korzyści i nauki, nawet jeśli zachodzą w sposób nieprzewidziany. Wzloty i upadki, wcześniej doświadczane jako część własnego życia, teraz ustępują miejsca trzeźwemu widzeniu siebie i otaczającego świata jako harmonijnego kontinuum. Nie ma wydarzeń zakłócających, wprowadzających dysharmonię lub konflikt, gdyż wszystko jest częścią życia osoby je doznającej. Pojawia się świadomość tego, że nawet na najbardziej zaawansowanym poziomie rozwoju jedynie odgrywamy pewne role w teatrze życia. To doznanie może też przysporzyć pewnych kłopotów, gdyż poczucie ogromu względności może stanowić kontrciężar dla uzależniających poglądów z wcześniejszych ośrodków. Dualizm takiego postrzegania jest teraz w fazie końcowej, ale wyjście poza niego wymaga pewnego wysiłku. Praca z własną świadomością, wcześniej wymagająca konkretnych metod i technik, teraz może polegać na korzystaniu z sytuacji życia jako technik - przeżywanie codziennych czynności, relacji z ludźmi, staje się najbogatszym źródłem doświadczania siebie i pogłębiania swego rozwoju. Proces przemiany w "lustro" dla innych dobiega kresu - im wyższa jest świadomość człowieka, tym bardziej opinie o nim wynikające z relacji z innymi ludźmi będą opisywać i odzwierciedlać stan i świadomość osób komentujących. Na szóstym poziomie świadomości praktycznie wszystkie komentarze są opisem stanu ich nadawców. Ta sama klarowność widzenia ról odgrywanych w świecie może stać się pułapką - możliwe jest kurczowe trzymanie się jakiejś roli i bronienie jej jako wizerunku siebie będącego "ponad" - bez względu na to czy jest to rola piosenkarza, motocyklisty, malarza, ogrodnika, czy duchowego nauczyciela. Im wyżej wspina się energia człowieka, tym subtelniejsze i tym mocniejsze może być jego ego - bufor oddzielający go od własnych wewnętrznych przeżyć w kategoriach nieuwarunkowania. Sposobem uniknięcia tej pułapki jest widzenie i rozumienie, że każdy ma swoją drogę w życiu, a jedynie słuszne rozwiązania nie istnieją. Wewnętrznym doznaniem pomocnym w zidentyfikowaniu tego poziomu egzystencji jest postrzeganie granic w kontakcie ze sobą, z przyrodą, z ludźmi, z otoczeniem. Względność życia widoczna staje się choćby w tym, że to, jaką rolę odgrywasz i kim jesteś (jak ci się to zdaje), jest skutkiem tego, w jakich warunkach się urodziłeś i wychowałeś. Gdyby te warunki były zupełnie inne, broniłbyś zupełnie innych wartości, systemów i cech. A zatem nie ma uniwersaliów, a zachowania są skutkiem wcześniejszego zaprogramowania, zakodowania określonych informacji, w które bezkrytycznie przyszło ci uwierzyć. Widzenie tego daje możliwość wyjścia poza tę najsubtelniejszą z granic - granicę własnej subiektywności. Na poziomie świadomości przestajemy wreszcie cieszyć się rozwiązywaniem problemów i łagodzeniem sytuacji konfliktowych - widzimy ile energii takie działanie wiąże i zdecydowanie wolimy zachowania nieracjonalne, które omijają wyjaśnienia. Zachowania w stylu zenowskich przypowieści, choć trudne do zaakceptowania przez otoczenie, mogą okazać się jednym ze skutecznych sposobów na uwolnienie się od ostatnich więzów - władzy, teorii, rozumienia. Gry społeczne, w które zostaliśmy w dzieciństwie wklejeni, stają się teraz śmieszne i bezużyteczne, gdyż widzimy, że nie przynoszą one żadnych wartości ponadczasowych, wykraczających poza ograniczenia i uzależnienia wcześniejszych ośrodków. Najczęściej ludzie na tym poziomie świadomości są indywidualistami, wyniesionymi poza nawias społeczeństwa i grupy. Nieświadomość masy ludzi może jednak takie jednostki uczynić powszechnie wielbionymi mesjaszami i wielkimi prorokami (w różnych dziedzinach życia - polityce, gospodarce, religii, technice, itp.), których opinie przyjmowane są bezkrytycznie jako wyznaczniki dalszego rozwoju. Dystans w widzeniu siebie i świata sprawia, że możemy rozwijać własne poczucie humoru, widząc ograniczoność i megalomanię gierek, w które gramy. Jak często spotyka się kogoś, kto jednym swoim słowem daje odczuć, że losy świata zależą od jego działania? To samo zjawisko występuje w różnych wymiarach (jakościowych i ilościowych), gdy rozmaite grupy i ludzie próbują przedstawić swą niezbędność i autorytatywność swych poglądów dla prawdziwego przebiegu rozwoju świata. Gierki społeczne są zachowaniami, które można zwalczać (i wtedy nadal jesteśmy w nich uwięzieni), lub które można wykorzystać do własnych potrzeb, akceptując je i akceptując to, że są to jedynie pewne konwencje i umowy, a nie hierarchicznie najwspanialsze wartości zesłane nie wiadomo skąd. Jedną z takich powszechnie odgrywanych zabaw jest "Umówmy się, że części ciała seksualnie aktywne w życiu człowieka są czymś brudnym i nie będziemy ich zauważać." W porządku, umówmy się. A w życiu prywatnym i tak każdy zauważa głównie te właśnie elementy gry. Nie ma potrzeby afiszowania się ze swoimi poglądami, zwalczania tej gierki, skoro jakaś grupa ludzi (mających autorytety, władzę, siłę fizyczną na swoich usługach) decyduje inaczej. Czy nie będzie więcej zabawy ze świadomego odgrywania tych gierek? A może jednak jest w takich zagraniach coś wartego zainteresowania? Elastyczność własnych zachowań i możliwość adaptacji do zmieniających się wydarzeń jest wspaniałą zaletą świadomości funkcjonującej na szóstym poziomie energetycznym. Równolegle z tym idzie chęć ułatwiania życia sobie i innym, upraszczania go i czynienia go bezkonfliktowym. Kim jestem? Jakie jest moje miejsce w życiu? Co jest mym przeznaczeniem? Gdzie jest punkt, który nie ulega zmianom, rolom i gierkom? Te pytania są najważniejszym motywem istnienia na poziomie świadomości. Straciły swój urok pogonie za władzą, doznaniami, współczuciem, pieniędzmi, twórczym działaniem - pytaniem drążącym wnętrze jest metarola, którą odgrywamy w naszym własnym życiu. W kategoriach mistycznych jest to odkrywanie wewnętrznego świadka, zbliżanie się do stanu, gdy zanika obserwator i to, co obserwowane, gdy pojawia się jeszcze głębsza świadomość - świadomość świadomości. Równocześnie z poznawaniem tej głębi może pojawić się piękne odczucie, że nie jestem potrzebny dla istnienia świata - że moje istnienie jest czymś absolutnie dodatkowym do wszystkich zdarzeń tego filmu, którego tytułem jest moje imię. Następuje wejście w samotność - stan, gdy będąc pośród ludzi zawsze jesteś ze sobą, zawsze pamiętasz o sobie, zawsze odczuwasz siebie i brak ludzi w najbliższym otoczeniu nie zakłóca twego wewnętrznego stanu. Działanie, niezbędne do podnoszenia energii z pierwszego ośrodka do szóstego, kończy swoją rolę. Teraz pozostaje tylko oczekiwanie na dalszy przebieg wydarzeń. W atmosferze akceptacji, zrozumienia, bliskości, spokoju - gdy nie ma już dokąd iść, gdy nie ma już co robić, gdy nie ma już kim się stawać. Pozostaje spełnianie swej roli indywidualnej, społecznej, zawodowej, czy dobrowolnej- czerpanie z tego, uczenie się z tego i czekanie. Droga od pierwszego do trzeciego ośrodka polegała na dodawaniu do swojego życia nowych elementów, wzbogacana go w coraz więcej bodźców i sygnałów. Na poziomie serca następuje nasycenie i zrównoważenie. Od piątego ośrodka zaczyna się eliminowanie wszystkiego tego, co zbędne, dodatkowe, co nie stanowi esencji własnego życia, co jest jedynie dodatkiem. Aż do momentu, gdy po usunięciu wszystkiego tego czym nie jesteś, zostanie to, czym jesteś... 

7. Poziom siódmy- SFERA DOZNAWANIA INDYWIDUALNEGO 


Siódmy ośrodek to stan nie podlegający opisom na poziomie słowa. Dotarcie do tego współistnienia w świecie znajduje się poza możliwościami jakiejkolwiek oceny ludzi, którzy nie są na tym samym poziomie - podobnie jak i we wcześniejszych fazach rozwoju. Proces poznawania siebie zmierza w kierunku poznania swej unikalności, niepowtarzalności i nie podlegania żadnym uniwersalnym wyznacznikom. Świadomość na poziomie siódmego ośrodka sama staje się świętą księgą, nie potrzebuje już żadnych autorytetów i żadnych podpór dla swego rozkwitu. Proces ten dzieje się samoistnie. Cechy istnienia na tym poziomie energii dostępne są bezpośrednio temu, kto go dostąpił. Wcześniejsze informowanie o nich może być tylko przeszkodą dla poszukujących, dlatego wspomnę tu tylko o jednej, głównej funkcji człowieka żyjącego w sferze doznawania indywidualnego. Jest nią totalna indywidualność, skrystalizowanie w postaci bardzo konkretnego i bardzo charakterystycznego obrazu życia. Przykładem takiej krystalizacji są mistrzowie tao, zen i innych żywych praktyk wewnętrznych - choć zachowują się podobnie, podobnie wyglądają, jednak ich metody pracy z ludźmi są zawsze jedyne w swoim rodzaju. Egzystencja znajduje sobie nośniki jednej Prawdy, ale sposób docierania do niej i jej wyrażania zawsze jest indywidualny dla danego człowieka. Paradoksalne stwierdzenia, głębia wyrazu, sprzeczności logiczne i ideowe, dwuznaczności, złożoność prostych rzeczy - wszystko to zanika w tej sferze doznawania indywidualnego. Jedną z piękniejszych oznak dotarcia do tej sfery jest wybuch poczucia humoru i umiejętność korzystania z niego dla dzielenia się istnieniem z innymi ludźmi.

źródło: "Czakry. Siedem ośrodków świadomości" Swami Dhyan Aadhar